Zdecydowałem się na ten niemały bądź co bądź wydatek, bo tęsknota za włoską kuchnią zakłóca rozsądne myślenie. Postanowiłem też w najbliższy weekend zaprosić przyjaciół na włoską ucztę. Przygotuję spaghetti alla scogliera – czyli makaron z owocami morza, oraz polpettone alla fiorentina, tj. klops po florencku.
Myśl o przyrządzaniu tych wspaniałości znacznie wzmogła apetyt i nostalgię za Florencją, Sieną, Pizą czy Perugią. Jedynym lekarstwem na coraz silniejszy stres kulinarny byłaby wizyta w którejś z warszawskich restauracji włoskich. Na szczęście dla miłośnika kuchni italskiej jest ich nad Wisłą całkiem sporo. Zaciągnęliśmy już państwa do knajp o dźwięcznych nazwach: Verona, Balgera, Chianti, Corazzi, Marconi, Parmizzano’s, Roma, La Terazza, Vendetta, a także do Biblioteki i Boathouse (które mimo mylących nazw też karmią po włosku). Zostało jednak jeszcze parę adresów, które warto, a nawet trzeba zdradzić. Oto jeden z nich: Wilcza 43.
Bacio ***
Pod tym adresem przed paroma laty mieściła się Strzecha, malutka restauracyjka specjalizująca się w polskiej kuchni. Atmosfera była tu kameralna, potrawy smaczne, a rachunki nie nadwyrężające nadmiernie fundatorów. Po zdobyciu sporej liczby stałych bywalców i pewnego sukcesu finansowego właściciel Strzechy zmienił szyld na Afrodyzjak, wystrój rustykalny na pseudonowoczesny metal połączony z plastikiem, a w karcie dania polskie zastąpił ostrygami i innymi potrawami mającymi rzekomo wzmóc bądź podtrzymywać siły do miłosnych igraszek. Po kilku miesiącach knajpa padła. Przywrócono stary szyld i dawne potrawy. Strzecha jednak nie odzyskała wypłoszonych stąd przyjaciół i wielbicieli. Drzwi zamknięto na amen.
Po kilku miesiącach otwarto je ponownie. Zamiast jednej salki z pięterkiem urządzono trzy osobne pokoje oraz – na lato – mały ogródek uliczny na wąskim chodniku Wilczej.