Żeby powstał nowy rząd, musi odejść stary, co związane jest z kadencyjnością parlamentu. Dlatego konstytucyjną regułę wyznacza art. 162: „Prezes Rady Ministrów składa dymisję RM na pierwszym posiedzeniu nowo wybranego Sejmu”. Dlaczegoż więc premier Jerzy Buzek miałby rezygnować (co wolno mu w każdym momencie) z funkcji przed tym terminem, wskazanym przez Aleksandra Kwaśniewskiego dopiero na 19 października? Jak wynika z wypowiedzi głowy państwa, chodziło o „honor i polityczny rozsądek” w obliczu klęski. Jak możemy się domyślać, apel o dymisję Jerzego Buzka miał na celu przyspieszenie tempa powoływania nowego rządu Leszka Millera, któremu wówczas można by powierzyć misję sformowania gabinetu i powołać go.
Dlaczego prezydent wybrał drogę publicznego odwoływania się do honoru premiera (zamiast poprosić go o to w cztery oczy), a przede wszystkim dlaczego nie ustalił terminu pierwszego posiedzenia na wcześniejszy, co automatycznie oznaczałoby dymisję gabinetu Buzka – dokładnie nie wiemy. Niektórzy naiwnie spekulowali zresztą, iż dotychczasowy premier zamierzał honorowo podać się do dymisji po wyborczej klęsce jak najszybciej, pragnął jednak dopełnić obowiązku najważniejszego – przedstawić projekt budżetu na 2002 r. w konstytucyjnym terminie do 30 września.
Prawdziwe problemy wyniknąć mogą jednak dopiero przy powoływaniu nowego rządu. Konstytucja, zapewniając system wzajemnych relacji prezydenta z Sejmem, dopuszcza tu trzy etapy.
• Prezydent desygnuje prezesa RM (zapewne Leszka Millera). Ten musi zaproponować skład rządu, na który głowa państwa nie ma już wpływu; może go albo powołać, albo nie. Ważny jest upływ czasu. Prezydent powołuje i odbiera przysięgę od nowego premiera wraz z rządem w ciągu 14 dni od dnia pierwszego posiedzenia Sejmu (czyli dnia, kiedy poprzedni premier najpóźniej musiał podać się do dymisji) lub wcześniejszego zdymisjonowania poprzedniego rządu.