„Człowiek jest mordercą. Jako jedyny spośród naczelnych zabija i torturuje przedstawicieli własnego gatunku, nie kierując się żadnym motywem biologicznym czy ekonomicznym, a na dodatek znajduje w tym zadowolenie” – pisał Erich Fromm w „Anatomii ludzkiej destrukcyjności”.
Istotna wartość „Gladiatora” polega na tym, że film ten ilustruje w sposób szczególnie wyrazisty trafność przytoczonego zdania. Notabene wydany w ubiegłym roku przekład tej książki Fromma, bardzo ważnej, przeszedł u nas niemal bez echa. Może z tej przyczyny, że autor mówi w sposób otwarty o tej stronie naszej natury, o której chętnie byśmy zapomnieli, jako że stawia nas ona znacznie poniżej świata zwierząt. Aby żyć i przeżyć, musi się zabijać, niekiedy – np. w walce o terytorium, o zasoby żywności, o samicę – przedstawicieli własnego gatunku. Lecz właśnie człowiek stanowi pod tym względem niemal absolutny wyjątek. Zabija po to tylko, by zadowolić swoją agresywność. Co gorsza, wręcz rozkoszą dla wielu przedstawicieli naszego gatunku jest samo obserwowanie, jak giną i są zabijani ich współbracia – w rzeczywistości, na arenie, jak właśnie gladiatorzy, lub wirtualnie, na ekranach telewizorów.
Aby zadowolić tłum
Zabijanie staje się przedstawieniem w istocie bezsensownym i bezcelowym, ale wywołującym samo przez się zdumiewające emocje tłumu. Walki gladiatorów stanowią wręcz klasyczny przykład takiego widowiska i takich reakcji. Zjawisko tym godniejsze poważnej refleksji, że uprawiano owe walki przez ponad sześć wieków, oficjalnie, uroczyście, z ogromnym przepychem w państwie cywilizowanym. Działo się to nie tylko z przyzwoleniem władz, ale właśnie na koszt i dla chwały najwyżej postawionych urzędników, także cesarzy, jako niezawodny sposób zdobywania przychylności najszerszych rzesz obywateli.