Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Głos przedostatni

Koniec historii, kultura wyczerpania – te hasła jeszcze nie tak dawno rozpalały emocje intelektualistów. Dziś jednak nawet na uniwersytetach intelektualne mody nie są modne, zaś postmoderniści, tak niegdyś głośni, przemienili się w cichych sceptyków.

Pomysł, by wieszczyć koniec historii, nie pojawił się wraz z końcem minionego milenium ani nawet wtedy, gdy upadł komunizm. Powstał wcześniej, a narodził się w kręgu filozofów, socjologów tudzież teoretyków sztuki identyfikowanych już w latach 70. z postmodernizmem, czyli zbiorem koncepcji zakładających kres tego etapu w rozwoju cywilizacji, którego głównymi znamionami były wielkie ruchy społeczne dynamizowane przez polityczne idee oraz niepohamowany postęp w dziedzinie technologii. Najkrócej mówiąc, chodziło o epokę nowoczesności (modernizmu), epokę gwałtownych przemian, rozmaitych eksperymentów społecznych i artystycznych, pospólnej wiary, iż to co nowe, z natury rzeczy lepsze jest od starego.

Postmoderniści nie mieli wątpliwości – nowoczesność to nic innego jak spadek po Oświeceniu, ideały Oświecenia zostały zaś ostatecznie skompromitowane przez praktykę systemów totalitarnych. W efekcie podważona została nie tylko wiara w postęp, ale też mniej lub bardziej klarowna wizja historii jako pewnej, dającej się logicznie wytłumaczyć ciągłości. Jean-Francois Lyotard, autor słynnej „Kondycji ponowoczesnej”, ogłosił przeto kres „wielkich narracji ludzkości”, czyli idei uzasadniających już to sens historii (jak na przykład marksizm), już to istotę natury ludzkiej (jak freudowska psychoanaliza). Jacques Derrida, z zapałem nicujący tradycyjne myślenie o znaczeniach kultury, wyszedł z pomysłem filozofii „końca filozofii”. Z kolei Jean Baudrillard, nazywany „papieżem postmodernizmu”, zdiagnozował stan kultury współczesnej w kategoriach simulacrum – kopii pozbawionej oryginału. Kultura dzisiejsza, sugerował Baudrillard, to kultura symulacji, nie ma w niej odniesień do twardych, niepodważalnych wartości, a w każdym razie prawda, jeśli istnieje, nie zawiera się gdzieś poza obszarem iluzji, lecz w samej iluzji, która zastąpiła niegdyś ponoć „prawdziwą” rzeczywistość.

Polityka 14.2001 (2292) z dnia 07.04.2001; Kultura; s. 45
Reklama