System podatkowy w Polsce coraz bardziej służy do karania za wydajną pracę i niechęć, aby to zmienić, wydaje się trudna do przezwyciężenia. Lewica nie jest skłonna odstąpić od używania go tylko jako instrumentu do wyrównywania różnic płacowych. AWS, czyli lewica inaczej, usiłowała podatki podporządkować czemuś, co nazywała polityką prorodzinną, co także nie zachęcało do pracy, w każdym razie zawodowej. Unia Wolności zawsze zaś była za słaba, żeby z kija uczynić marchewkę. W rezultacie każda koalicja, która przejmowała władzę, majstrowała przy PIT, usiłując załatwić swoje własne interesy.
Lewą marsz
Po dziesięciu latach doskonalenia ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych mamy system zły, niespójny i krzywdzący zarówno przedsiębiorczych jak i ubogich. Ciężko się jednak zorientować jak bardzo, ponieważ skalę progresji oceniamy na podstawie stawek, a to jest bardzo mylące. System podatkowy w Polsce z roku na rok staje się coraz bardziej progresywny – choć same stawki zmalały – czyli ludziom dobrze zarabiającym odbiera się coraz więcej i nie są to wcale zmiany kosmetyczne.
W 1995 r. trzeci próg podatkowy przekroczyło 1,26 proc. podatników PIT, a wnieśli oni 21,77 proc. wszystkich wpływów z tego podatku. Po pięciu latach garstka bogatych skurczyła się do 1,18 proc., ale od nich pochodziło już ponad 30 proc. wpływów z PIT. Nie dlatego, że się wzbogacili, lecz dlatego, że wyostrzono gilotynę podatkową. W tym roku po skasowaniu ulgi na budowę mieszkań na wynajem progresja wzrośnie jeszcze bardziej.
Populiści i społeczni wrażliwcy chętnie używają argumentu, że rozpiętość dochodów w Polsce niebezpiecznie wzrasta. I zapewne jest to prawda.