Archiwum Polityki

Dla przyjaciół: Kenny Boy

Dziesięć komisji Kongresu, dwa ministerstwa, FBI i Komisja Kontroli Giełdy (SEC) badają sprawę Enron Corporation, największego bankructwa w dziejach USA. Upadek energetycznego giganta z Teksasu – siódmego co do wielkości amerykańskiego koncernu – przejdzie do historii jako jeden z największych szwindli popełnionych przez szefów, którzy zrujnowali tysiące swoich pracowników i sami obłowili się ich kosztem. Pokazali bardzo brzydką twarz amerykańskiego kapitalizmu.

Pracownikom do końca mówiono, że wszystko gra. Jeszcze 26 września ub.r. prezes firmy Kenneth Lay zachęcał ich w czacie internetowym, aby kupowali akcje Enronu bo to niewiarygodna okazja i zapewniał ich, że kwartalny raport o wynikach finansowych – jeszcze nie ogłoszony – wygląda wspaniale. Pracownicy nie polegali tylko na słowach szefa – również renomowana firma audytorska Arthur Andersen, kontrolująca księgi Enronu wystawiała mu jak najlepsze świadectwo. Znowu jednak tylko oficjalnie, na użytek klientów na Wall Street. Prywatnie rachmistrze AA już od lutego zeszłego roku nie ukrywali zaniepokojenia sytuacją przedsiębiorstwa. Fatalny stan finansów Enron Corp. znany był oczywiście dużo wcześniej, ale tylko kierownictwu firmy.

Ratuj się, kto może

Na miesiąc przed czatem, w którym Lay namawiał do kupowania akcji, jedna z wiceprezesek firmy pani Sherron Watkins ostrzegała go, że firma może runąć pod naporem skandali z rachunkowością. W raporcie kwartalnym na początku października ujawniono stratę 638 mln dol. Nie można też było ukryć kolosalnego, wielomiliardowego długu. Jak wkrótce wyszło na jaw, maskowano go, transferując część interesów przedsiębiorstwa do około tysiąca filii i spółek zależnych, formalnie nie wchodzących w jego strukturę. Akcje Enronu zaczęły spadać na łeb na szyję – z około 85 dolarów za sztukę na początku roku, do 25 centów na początku grudnia. Dyrekcja próbowała w ostatniej chwili ratować tonący statek poprzez fuzje z konkurentem Dynegy Corp., ale kiedy ten zorientował się w krętactwach, szybko wycofał się ze wstępnej umowy.

W wyniku bankructwa kilka tysięcy pracowników straciło nie tylko pracę, ale i oszczędności całego życia, ulokowane w funduszach emerytalnych. Fundusze, zgodnie z coraz powszechniejszą praktyką w USA, masowo inwestowały w akcje przedsiębiorstwa, którego pracownicy lokowali w nich pieniądze.

Polityka 5.2002 (2335) z dnia 02.02.2002; Gospodarka; s. 64
Reklama