Archiwum Polityki

Będzie bolało

Tuż przed wyborami Marek Belka, główny kandydat na stanowisko ministra finansów w przyszłym rządzie, przedstawił zarys planu ratowania budżetu. Dość zdecydowanie zalecił cięcia przyszłorocznych wydatków państwa, ujednolicenie stawek podatku VAT, rezygnację ze wspólnego opodatkowania małżeństw, zniesienie lub ograniczenie wielu ulg podatkowych i opodatkowanie zysków kapitałowych. Już dużo więcej wątpliwości miał w sprawie zamrożenia progów podatkowych i kwoty wolnej od podatku (to ponoć ostateczność), a podwyżkę stawek i zniesienie indeksacji rent i emerytur w ogóle wykluczył. Przysłuchując się tej litanii plag, które w przyszłym roku spadną na podatników, trudno oprzeć się wrażeniu, że wszystko to przyszły minister finansów powiedział już kilka razy wcześniej, a cały program jest ciągle daleko niewystarczający do zbilansowania (nawet przy założonym olbrzymim deficycie) budżetu państwa. Wygląda więc na to, że na finiszu kampanii wyborczej przejmująca władzę lewica chciała tylko uspokoić emerytów i rencistów, że ich dochodów nie dotknie, a reszcie społeczeństwa pokazać sygnał, że ma już spójny program ratowania finansów. Programu jednak nie ma, a rzeczywiste wyrzeczenia – nas wszystkich – prawdopodobnie będą musiały być dużo większe. Dziury budżetowej w rozmiarze 80 mld zł nie da się załatać łatwo i bezboleśnie. Tak naprawdę Marek Belka przypomniał tylko, że znacznie więcej finansowych poświęceń czeka ludzi lepiej sytuowanych niż biedniejszych. W przypadku lewicowych rządów takie rozłożenie akcentów oczywiście nie jest żadnym zaskoczeniem. Nie warto też jednak żywić złudzeń, że na tym się skończy.

Paweł Tarnowski

Polityka 39.2001 (2317) z dnia 29.09.2001; Komentarze; s. 13
Reklama