W warszawskim hipermarkecie Carrefour na pomysł kradzieży wpadła jedna z kasjerek, która zorientowała się, że istnieje możliwość dokonania transakcji za pomocą karty bankowej bez przeciągania jej przez elektroniczny czytnik. Jest to rodzaj operacji ratunkowej stosowanej wówczas, gdy klient ma oryginalną i ważną kartę, tyle że z uszkodzonym (najczęściej rozmagnesowanym) paskiem. Wówczas na elektronicznym terminalu służącym do realizowania transakcji (tzw. POS) można ręcznie wystukać numer karty i termin jej ważności, czyli dwie informacje, na podstawie których autoryzowana jest transakcja – identyfikowany klient i obciążane jego konto. Funkcja taka nie jest dostępna dla każdego, mogą z niej korzystać jedynie osoby uprawnione, np. właściciel lub kierownik sklepu, zaś w hipermarketach kontrolerki kas.
W stołecznym Carrefour pomysłodawczyni kradzieży zorientowała się, że kontrolerki nie sprawdzają przyczyn kłopotów z kartą i automatycznie akceptują ręczną autoryzację. Postanowiła to wykorzystać. Podstawiona osoba dokonywała dużych zakupów i kiedy pojawiała się przy kasie, kasjerka wzywała kontrolerkę. Ta odblokowywała terminal, kasjerka zaś wystukiwała numer karty któregoś z klientów, który wcześniej dokonał zakupów. Kiedy operacja raz i drugi się udała, wciągnęła do spółki dwie koleżanki. Wpadły, gdy pierwszy okradziony klient przyjrzał się bankowemu wyciągowi i dostrzegł transakcje, których nie mógł sobie przypomnieć. W hipermarkecie szybko zorientowano się w mechanizmie kradzieży. Poszkodowanym zwrócono pieniądze, kontrolerki uważniej przyglądają się kartom. Kasjerki straciły pracę i zajmuje się nimi prokuratura.
Brak wyobraźni
Zdaniem Renaty Gawkowskiej ze spółki PolCard, największej polskiej firmy autoryzującej transakcje dokonywane za pomocą kart bankowych, kradzież w hipermarkecie świadczy o całkowitym braku wyobraźni kasjerek.