Archiwum Polityki

Nie kupuj kradzionego

Kroją nas wszędzie: w tramwaju, w pociągu, w sklepie, na ulicy. Dwie trzecie przestępstw w Polsce to drobne kradzieże. Tych kradzieży boimy się najbardziej. I wcale tu nie chodzi o żal za wyrwanym telefonem komórkowym czy wydartym z samochodu radiem. Boimy się o zdrowie i życie, bo kradzież staje się coraz bardziej prymitywna i brutalna. Upokarza nas, że w Polsce wszędzie i ze wszystkiego można zostać okradzionym. Bardziej wrażliwych żenuje konieczność kratowania okien czy przykuwania roweru łańcuchem. Mówimy: dziki, bandycki kraj, nieskuteczna policja. Czterech na pięciu obywateli woła o zaostrzenie kar. Ale ilu spośród nich dziś, jutro w warsztacie, na bazarze, u znajomego trafi niewiarygodną okazję i kupi kolejną kradzioną rzecz? Ilu przy tym zadrży ręka, ilu przejdzie przez głowę refleksja, że biorą udział w zwykłym draństwie? W ten sposób – kupując kradzione – bez wielkich bossów i groźnych mafijnych żołnierzy tak zwani porządni obywatele wspierają pospolite złodziejstwo i podziemny rynek zrabowanych towarów. Nie hurtowy, nie taki z wielkich napadów, ale ten z włamań do samochodów, z kradzieży w szkolnej szatni, z wyrwanych kobietom torebek, z tego, co da się wynieść pod pachą ze sklepu. Sprawny, samoorganizujący się rynek złożony z tysięcy detalistów.

Ewelina (34 lata), nauczycielka w technikum mechanicznym: – W szkole notorycznie giną telefony, walkmany, kurtki, zegarki i całe plecaki. Kwitnie podejrzany handel wymienny. Rodzice nie zwracają uwagi na to, co dziecko ma nowego, skąd i za co.

Joanna (22 lata), studentka Uniwersytetu Łódzkiego: – Mieszkam w domu – ogrodzone podwórko, brama na szyfr i jeszcze szyfr do klatki schodowej. Wydawało mi się, że mój nowy rower, który dostałam od rodziców na urodziny, będzie w piwnicy bezpieczny. Miałam go niecały miesiąc.

Zuzanna (24 lata), studentka z Wrocławia: – W tramwaju siedziałam na ostatnim siedzeniu naprzeciw drzwi. Czytałam książkę. Na przystanku poczułam na szyi gwałtowne szarpnięcie i ból. To był złoty łańcuszek z krzyżykiem.

Agata (33 lata), sprzedawczyni z Warszawy: – Mojego przyjaciela na końcu wagonu obskoczyło trzech z nożami, zażądali portfela. Pokazał, że ma tylko drobne. Błysnęła karta do bankomatu. Wysiedli razem na rondzie Babka i zaprowadzili go do najbliższego bankomatu. Podjęli wszystko, co dał bankomat.

Dominika (22 lata), studentka z Otwocka: – W pociągu dwóch z nożem kazało kobiecie zdejmować biżuterię. Wagon był pełen ludzi. Jeden mężczyzna zareagował, wołał: ludzie, przecież wszyscy ich widzieliście, możemy zeznać, rozpoznać ich. Nikt się nie ruszył. Tamci z biżuterią spokojnie wyszli. Zobaczyłam mężczyznę, jak biegnie za nimi. Jeden z nożem odwrócił się i przejechał nim mężczyźnie po twarzy. Powiedział: teraz nawet siebie nie poznasz.

Anna (50 lat), pracownica galerii na Starym Mieście: – Złodzieje ukradli mnie i mojej szefowej torebki. Leżały na biurku na zapleczu galerii za otwartym, ale zakratowanym oknem. Wyciągnęli je używając niczym bosaka listwy przypodłogowej z gwoździami.

Polityka 36.2001 (2314) z dnia 08.09.2001; Raport; s. 3
Reklama