Archiwum Polityki

Muzyka bez twarzy

Muzyka rozrywkowa ma swoich bogów i herosów. I chociaż ich biografie układają się różnie – pełne są wzlotów i upadków, tragicznych zgonów, ale także nierzadkich chwil triumfu – to przywykliśmy, że losy te są nam doskonale znane i stanowią nie mniej istotną część artystycznej legendy niż płyty czy koncerty. Zapomina się jednak, że w kulturze popularnej jest także miejsce dla wykonawców, których dzieje owiane są tajemnicą. 9 września wystąpi w Warszawie The Residents – zespół słynący z tego, że nic pewnego o nim nie wiadomo.

Początkowo amerykański kwartet miał wystąpić w niewielkim Centrum Sztuki Współczesnej, ostatecznie zagra w przestronniejszej Sali Kongresowej. Czym tłumaczyć to niespotykane, nie tylko zresztą u nas, zainteresowanie wykonawcami, którzy bądź co bądź zawsze pozostawali na obrzeżach obowiązujących trendów? Otóż, co wydaje się paradoksem, The Residents – zespół istniejący już 30 lat – zawdzięcza swój rozgłos podziwu godnej enigmatyczności, z jaką członkowie tej na poły realnej i legendarnej formacji dozują informacje na swój temat.

Zamiast pójść za przykładem idoli, wszystko już jedno czy uwodzicielskiego latynoidola Enrique Iglesiasa, czy odstręczającego Marilyna Mansona, i uczynić ze swojego wizerunku rozpoznawalny znak kultury popularnej, The Residents skrzętnie skrywają swoje oblicza. Już w początkach kariery zdecydowali się na, zdawałoby się, krok samobójczy i zrezygnowali z udzielania wywiadów, a w sytuacjach publicznych pojawiali się ubrani w kombinezony albo szczelnie owinięci gazetami. Od czasów płyty „Eskimo” z 1979 r. zespół nakłada na głowy monstrualne gałki oczne oraz cylindry i najpewniej w tym przyodziewku wystąpi także w Polsce.

Chcecie hitów – posłuchajcie

Ponieważ nie widzieliśmy twarzy muzyków, nie znamy ich nazwisk, na koncertach widujemy ich niesłychanie rzadko i nie wiemy, czy przez trzy dekady w składzie dokonały się jakieś zmiany, skazani jesteśmy na anegdoty i domysły. A wszystko to w zgodzie ze stworzoną przez zespół teorią zaciemnienia, w myśl której twórca powinien być anonimowy, a w dodatku winien zapomnieć o nagranych przez siebie utworach. Jeśli uświadomimy sobie, że Rezydenci rozprowadzili swoją pierwszą płytę z 1974 r.

Polityka 36.2001 (2314) z dnia 08.09.2001; Kultura; s. 55
Reklama