Nazwę nowej partii odsłonięto uroczyście w niedzielę 13 stycznia, przy aplauzie prawie ośmiuset delegatów i dźwiękach Mazurka Dąbrowskiego. Sala witała gromkimi brawami byłego premiera Jerzego Buzka (jeszcze nie jest w nowej partii), byłego wicepremiera Janusza Steinhoffa (jest już wiceprezesem SKL-RNP), Władysława Frasyniuka z Unii Wolności (inicjatywę powitał z wielką życzliwością, ale bez deklaracji przystępowania do niej), a nawet Waldemara Pawlaka z PSL, który przyszedł nie po to, by się jednoczyć, ale wiele mówił o konieczności przekraczania historycznych podziałów.
Artur Balazs miał niewątpliwie swój wielki dzień. Wystąpił bowiem jako inicjator nowego zjednoczenia centroprawicy, już bez parytetów, bez związku zawodowego za plecami, a nawet w formule perspektywicznie poszerzonej – od Unii Wolności do Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, nie wykluczając nawet Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości. Przedstawiciele ZChN na wielkie otwarcie jednak nie przybyli.
Przed niedzielną manifestacją nowej jedności odbył się jednak w sobotę kolejny podział i to w zdecydowanie mniej optymistycznym nastroju. Stronnictwo Konserwatywno-Ludowe opuściła grupa polityków z Janem Rokitą i Bronisławem Komorowskim, którzy uznali, że skoro przed wyborami zobowiązali się do współpracy z Platformą Obywatelską i z jej list weszli do Sejmu, to raczej nie wypada im zakładać jeszcze jednej centroprawicowej formacji. Formalnie z kongresu wyszło mało osób, gdyż zwolennicy dotrzymywania porozumień stanowili na nim niewiele ponad 10 proc. delegatów. Artur Balazs, polityk odznaczający się dużą sprawnością w zakulisowych działaniach, zadbał, by wszystko, co było ułożone, zagrało jak trzeba, by manifestacja na cześć jego nowego projektu politycznego wypadła okazale.