Archiwum Polityki

Era bankruta

Elektrim, flagowy okręt polskiej giełdy, tonie. Przed warszawskim sądem gospodarczym rozpoczęło się postępowanie o stwierdzenie upadłości spółki, która jeszcze niedawno uchodziła za symbol potęgi, solidności i sukcesu. Elektrim pogrążają długi, błędy w zarządzaniu, brak jasnej koncepcji rozwoju i awantury wśród akcjonariuszy.

Wniosek o stwierdzenie upadłości zgłosiła grupa obligatariuszy – posiadaczy obligacji zamiennych spółki. To rodzaj papierów wartościowych, emitując je spółka pożycza od inwestorów pieniądze, oferując im dwie formy spłaty długu do wyboru: zwrot gotówki z procentem albo zamianę obligacji na akcje.

15 grudnia mijał termin, w którym posiadacze obligacji mieli otrzymać zwrot pożyczonych pieniędzy – łącznie prawie 500 mln euro. Już od ponad pół roku było wiadomo, że tej przykrej chwili nie da się uniknąć, bo przy obecnym kursie tylko utracjusz zamieniałby obligacje na akcje. Dlatego wśród analityków giełdowych trwał spór – uda się zarządowi Elektrimu znaleźć pieniądze na czas czy nie?

Kiedy nadszedł termin wykupu obligacji, obligatariusze dowiedzieli się, że Elektrim wprawdzie nie ma pieniędzy, ale ma propozycję układu: zwróci 60 proc. pożyczonej kwoty, jeśli resztę wierzyciele umorzą. Tego było za wiele. Grupa posiadaczy obligacji uznała, że Elektrim w ten sposób przyznał się do bankructwa i wystąpiła do sądu, by fakt ten potwierdził.

Wyrok jeszcze nie zapadł i choć wiele na to wskazuje, że Elektrim tym razem ocaleje, to szok pozostaje. Jak to się stało, że tak silna firma, „blue chip” warszawskiej giełdy, znalazła się na krawędzi bankructwa?

Elektrim to spółka wyrosła z dawnej, zatrudniającej kilkaset osób peerelowskiej centrali handlu zagranicznego. W ciągu kilku lat zamienił się w grupę kapitałową zatrudniającą wiele tysięcy osób.

Było to niewątpliwą zasługą kluczowego dla Elektrimu prezesa Andrzeja Skowrońskiego. Reprezentował typ charyzmatycznego przywódcy. W zarządzaniu niechętnie sięgał do menedżerskich nowinek, bardziej wierząc własnej intuicji, doświadczeniu, znajomościom i kontaktom. Mimo to doceniano jego umiejętności; w 1997 r.

Polityka 3.2002 (2333) z dnia 19.01.2002; Kraj; s. 21
Reklama