Archiwum Polityki

Halo, tu Unia

Kpiąc sobie z integracji europejskiej amerykański guru dyplomacji Henry Kissinger dowodził przed laty, że Europa politycznie nie istnieje. „Europa? – pytał. – A jaki ma numer telefonu?”. Kiedy teraz USA rozpoczęły interwencję w Afganistanie, to współpracownicy sekretarza stanu Colina Powella zadzwonili pod numer +32 2 285 5000 i usłyszeli w słuchawce: „Centrum sytuacyjne Unii Europejskiej”.

Jednak numer telefonu Javiera Solany nie wystarcza, by załatwić sprawę z „Europą”. Tamtego dnia prezydent George Bush, jego zastępca i sekretarz stanu dzwonili do wielu innych przywódców na czele z premierem Wielkiej Brytanii, prezydentem Francji i kanclerzem Niemiec. Czy w ogóle zawracaliby sobie głowę telefonem „Mr. Europa”, gdyby funkcję tę pełnił ktoś, kogo nie darzą takim zaufaniem jak Solanę, który był poprzednio sekretarzem generalnym NATO?

Czy Europa w ogóle może prowadzić wspólną politykę zagraniczną? Przez lata dyskutowano, czy da się tu wprowadzić wspólny pieniądz. Tu, nawiasem mówiąc, puryści wytykają, że cała polska prasa pisze błędnie o walucie wspólnej, która od dawna istniała dla transakcji między bankami centralnymi, a teraz wprowadzono jedną walutę euro; historia EWG to długie dyskusje o tym właśnie, czy waluta ma być wspólna – przy zachowaniu walut narodowych – czy też jedna (unique). I protagoniści Europy zdecydowali się na to drugie, co tylko dziś wydaje się łatwe, bo jeszcze 10 lat temu było aktem niebywałej brawury politycznej.

Skoro Europa ma już pieniądz, czy nie pora teraz na jednolitą politykę zagraniczną i jedno europejskie wojsko? Przy wszystkich zaklęciach federalistów nie jest to proste. Nie można w dziedzinie polityki zagranicznej zrobić tego samego co w dziedzinie waluty – ocenia francuski minister spraw zagranicznych Hubert Vedrine (choć mieliśmy z nim dłuższą rozmowę w ub. roku, nie sądzimy, by w kwestii tak fundamentalnej zmienił poglądy). – W Europie pozostanie silna zagraniczna polityka narodowa, której nikt w sposób urzędowy nie usunie. Nie można podjąć decyzji politycznej, że powiedzmy od 1 marca wszyscy w Europie będą myśleć tak samo o Bliskim Wschodzie.

Polityka 3.2002 (2333) z dnia 19.01.2002; Świat; s. 34
Reklama