Archiwum Polityki

Powrót satyryka

Benefis Ryszarda Marka Grońskiego, TVP 2

Herbert von Karajan wsiada do taksówki. – Dokąd pana zawieźć? – pyta kierowca. – Dokądkolwiek – odpowiada słynny dyrygent – wszędzie mam coś do załatwienia. Zacząłem od tej anegdoty pisanie o telewizyjnym benefisie Ryszarda Marka Grońskiego z dwóch powodów. Po pierwsze, sam bohater rozpoczyna większość swych felietonów w „Polityce” od anegdot – to jego znak rozpoznawczy. Po drugie, Groński trochę przypomina wielkiego mistrza batuty; gdziekolwiek by go wysłać, to okaże się, że albo już tam był, albo i tak wszystko wie i o miejscu, i związanych z nim ludziach. Albowiem jego umysł gromadzi i przetwarza wiedzę jak komputer najnowszej generacji. I oba te walory – niewyczerpany humor oraz wiedza – zadecydowały o atmosferze spotkania w krakowskim Teatrze STU. Tam gdzie bohaterowie benefisów opowiadają o sobie, wygłaszają mądre sądy, podsumowują życie, Groński gawędził, gawędził, gawędził.

Po programie pozostał dla większości telewidzów tak samo tajemniczym, eleganckim, zdystansowanym wobec świata mężczyzną, jakim był przed programem. Ale ilość facecji, dykteryjek i żartów, którymi uraczył w tę godzinę widzów, starczyłaby na kilka telewizyjnych programów. Przy tym Groński posiada rzadki wśród satyryków, a nieoceniony w tej profesji dar: nie śmieje się z własnych żartów.

Ryszard Marek Groński jest postacią nietuzinkową i nietuzinkowa była też okazja zorganizowania benefisu: dwudziestolecie rozstania się z estradą. Przy tej okazji przypomniano wiele piosenek i wierszyków, które wyszły przed laty spod jego pióra dla kabaretu Pod Egidą i nie tylko. Bohater wieczoru, namówiony nawet na niewielkie próbki aktorskie, dowiódł, że jest w wybornej formie i zdecydowanie przedwcześnie rozstał się z kabaretem.

Polityka 3.2002 (2333) z dnia 19.01.2002; Tele Wizje; s. 87
Reklama