Archiwum Polityki

Poskramiacz zwierząt

Zwiedzając kiedyś słynną operę w Sydney spostrzegłem, że nad fosą orkiestrową rozciągnięta jest siatka, której nie zdejmuje się nawet w trakcie przedstawień. Muzycy, a także dyrygent, oglądani przez oka sieci, wyglądają jak dzikie zwierzęta w trakcie występów w cyrku, co – zważywszy naturę artystów – nie jest porównaniem pozbawionym sensu. Kolektyw wykonawców jest zazwyczaj nieprzewidywalny w swoich reakcjach zbiorowych i wprawdzie bezpośrednio zwykle nie zagraża publiczności, ale dyrygent, podobnie jak reżyser, czuje czasami to samo zagrożenie, które jest udziałem tresera, zwanego niegdyś poskramiaczem zwierząt. Pracując ostatnio w teatrze przekonuję się o tym na własnej skórze.

Przywołując wspomnienia z niedawnej wizyty w Sydney z przyjemnością zacytuję fragment rozmowy z kimś z dyrekcji, kto wprowadził mnie za kulisy opery. Zapytałem o to, czy siatka nad orkiestrą służy temu, żeby złapać kogoś z solistów, kto mógłby w zapamiętaniu niebacznie przekroczyć rampę. (Soliści w operze i w ogóle na każdej scenie instynktownie chcą być jak najbliżej publiczności i w miarę możności stanąć do niej frontem, w pełnym świetle, zasłaniając sobą wszystkich pozostałych). Ktoś z dyrekcji w Sydney nie spostrzegł nic śmiesznego w tym, co powiedziałem o zaletach siatki. Przeciwnie, z rzeczową powagą anglosaskiego prawnika uświadomił mnie, że solista, który wpadnie w fosę orkiestrową, pokrywa szkody, które wyrządzi i których zapewne sam dozna, z własnego ubezpieczenia, więc dla teatru to nie ma wielkiego znaczenia, natomiast liczy się on z możliwością szkód powstałych w wyniku upadku kawałków scenografii, odłamania się gipsu albo drewna i dlatego siatka zabezpiecza teatr od odpowiedzialności cywilnej.

Polityka 51.2001 (2329) z dnia 22.12.2001; Zanussi; s. 169
Reklama