Archiwum Polityki

Człowiek, którego nie było

[bardzo dobre]

Nowy film braci Coenów – na pierwszy rzut oka bardzo podobny do poprzednich („Fargo”), a jednak trochę inny. Jak zwykle bohaterowie nie mają powodów, by uznać swe życie za szczególnie udane, więc próbują coś zmienić. Zaczynają od mniejszych grzeszków, które szybko stają się wielkimi grzechami, a potem jest już tylko dramatyczna próba uniknięcia kary. Tutaj mamy znudzonego życiem fryzjera (Billy Bob Thornton) i jego żonę (Frances McDormand), którzy też nie wyglądają na najszczęśliwszych. Ona romansuje z lekka ze swym szefem, co wykorzystuje mąż, by uciec się do szantażu. Potrzebuje pieniędzy, by wejść w inny, bardziej atrakcyjny biznes. Ale, jak zawsze u Coenów, niespodziewanie intryga dobrze obmyślana zaczyna się komplikować, jakby ktoś inny zaczął układać jej dalsze ciągi. Nie zdziwimy się więc wcale, kiedy pojawia się trup, i nie oburzamy się, kiedy miecz sprawiedliwości dosięga niewinną osobę. Bo z logiki tego filmu wynika, że i tak w ostatecznym rachunku każdy musi zapłacić za swoje czyny. Wydaje się nawet, że w tym czarno-białym obrazie mniej jest ironii i przewrotnego humoru niż we wcześniejszych dziełach genialnych braci. Tak czy inaczej Coenowie wciąż są w wielkiej formie. Z „Człowiekiem” jest tylko jeden kłopot, pozaartystycznej natury. Otóż grający fryzjera Billy Bob Thornton pali nieustannie, nie ma chyba ujęcia, w którym by nie kopcił, jest to z pewnością rekord świata w ilości papierosów wypalonych w jednym filmie, co mnie, mającego alergię na dym, doprowadzało do rozpaczy. Ale Coenom i to jestem w stanie wybaczyć. (zp)

[bardzo dobre]
[dobre]
[średnie]
[złe]
Polityka 50.2001 (2328) z dnia 15.12.2001; Kultura; s. 38
Reklama