John buntownik
Nie zawiedli się ci, którzy w muzyku widzieli genialnego kompozytora odpowiedzialnego za późne płyty Beatlesów i tacy, którzy dostrzegali w nim ideologa gniewnie wymachującego sztandarem. Pierwsi mogli być usatysfakcjonowani, gdy Lennon z zespołem Plastic Ono Band gorzko podsumował swoje dzieciństwo w piosence „Mother”, pisał o ludziach zagubionych we współczesnym świecie w „Isolation”, dystansował się od powierzchownych doznań religijnych, a także wiary w popkulturowych bożków, w tym także Beatlesów („God”). A także gdy nagrał „Imagine” – utopijną kompozycję o sile dobra i sprawiedliwości lub, tuż przed śmiercią, utwory na płytę „Double Fantasy”.
Równocześnie jednak Lennon pokazywał drugie, gniewne oblicze. Szczególnie znacząca okazała się tu jego współpraca z amerykańskim zespołem Elephant’s Memory i piosenki o buncie w więzieniu stanowym w Attice czy walkach w Irlandii Północnej.
Trudno oczywiście przewidzieć, jak potoczyłyby się losy Johna Lennona, gdyby nie fatalny wieczór 8 grudnia 1980 r. i szaleniec Chapman czyhający przy Dakota House. Być może dziś widzielibyśmy go w szeregach antyglobalistów, chociaż niewykluczone, że wybrałby on, jak miał w zwyczaju, jakąś własną drogę.
Staroświecki Paul
Talent do komponowania chwytliwych utworów McCartney pokazał nieraz po rozwiązaniu się zespołu z Liverpoolu. Lata 70. to przecież stała obecność jego następnego zespołu – The Wings – na listach przebojów (wystarczy wspomnieć niezwykle udaną piosenkę „Silly Love Songs” z 1976 r.). Następna dekada okazała się chudsza, a Paula w jego najbardziej znanych dokonaniach wspomagały już inne sławy, choćby znajdujący się wówczas u szczytu popularności Michael Jackson w piosence „Say, Say, Say”.