Archiwum Polityki

Pajęczyna

Bartek nie miał albumu ze zdjęciami. Zostanie po nim jedno zdjęcie, które obiegło gazety. I sporo bezmyślnych papierów, wypełnianych dla urzędniczego spokoju sumienia.

Na zdjęciu Bartek nie przypomina 3,5-letniego chłopca: siniaki, podbiegnięcia krwi na brzuchu, zmiażdżona czaszka i oko, jądra nabrzmiałe krwią, która przelała się z pękniętej wątroby i śledziony, skopany żołądek. Ustalono już, że przebudził się w niedzielę 18 maja około 3.00 nad ranem. Nie chciał na ręce do matki, bo go bolał dotyk. Dwie ostatnie godziny jeszcze coś takim matowym głosem rzęził. Potem umarł. Więc Iwona K., matka, włożyła lakierowane szpilki. O 6.30 położyła ciepłe ciało na ladzie w izbie przyjęć.

Historię Bartka układa się teraz ze strzępków urzędowych kwitów, fruwających niezależnie od siebie w sądzie, opiece społecznej, Towarzystwie Ochrony Praw Dziecka, ośrodku rodzinno-opiekuńczym. Wychodzi historia dziecka zamęczonego w pajęczynie absurdów.

Bartek
pod opieką urzędów

Wicedyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Wałbrzychu Grażyna Urbańska przejrzała teczki uważnie, podkreślając ołówkiem dowody, że systematycznie chodzono z wizytami do Dariusza P. i Iwony K. Wicedyrektor rozhisteryzowanym mediom, które teraz koczują pod urzędem ze stereotypowym „gdzie była opieka?”, mogłaby odpowiedzieć, że opieka uratowała 4,5 tys. dzieci. Bo ich nie zabito. Zresztą Bartek umarł nie na terenie Wałbrzycha, ale w Kamiennej Górze, a to już inne województwo.

Z teczki: Iwona K. zwróciła się o pomoc do wałbrzyskiego MOPS w 2005 r., gdy zamieszkała z nowym konkubentem Dariuszem P. Sporządzono wywiad środowiskowy (stron 24). Z wywiadu: brak środków do życia, brak pracy, jedno dziecko, konkubent jest ojcem, warunki mieszkaniowe takie i takie, zdrowotne, bytowe, alkohol nadużywany... Potem wszystko toczyło się wzorcowo – według kryteriów ustawy o pomocy społecznej.

Polityka 22.2008 (2656) z dnia 31.05.2008; Temat tygodnia; s. 15
Reklama