Nie można zadekretować zaufania społecznego, solidarności i czujności. One mogą wyrosnąć powoli na udanym prawie. Gotowe strukturalne rozwiązania od lat leżą w odpowiednich ministerstwach i czekają na sygnał od polityków. Nie taki, oczywiście, jak wygłoszona przy okazji śmierci małego Bartka teoria eksmarszałka Sejmu Marka Jurka o szkodliwym wpływie konkubinatu na długość życia dziecka.
Zacznijmy wreszcie rozmawiać o tym, co zrobić z wielomilionową armią obywateli zepchniętych na margines społeczny, sfrustrowanych i zdegenerowanych, którzy nie potrafią zadbać ani o siebie, ani o swoją rodzinę. Zacznijmy ratować dzieci. Co robić?
1
Przemoc wobec dziecka ścigać z urzędu.
Katarzyna Piekarska z SLD narzeka, że jako posłanka ubiegłej kadencji miała wolę, by złożyć projekt ustawy zakazującej bicia dzieci. Niestety, atmosfera polityczna była niekorzystna. PiS i LPR stały na stanowisku, że rodzic nie może być pozbawiony prawa do dawania klapsa; wielu posłów zaręczało, że ta tradycja wychowawcza wyprowadziła ich na ludzi. Rozczarowana Piekarska żadnego projektu nie złożyła, więc nie było nawet poważnej debaty.
Sytuacja prawna jest taka, że Konstytucja RP zakazuje wszelkiej przemocy wobec dziecka. Artykuł 217 kodeksu karnego mówi zaś, że odpowiedzialność karną ponosi każdy, kto stosuje przemoc wobec drugiego człowieka. Ale przestępstwo to ścigane jest z powództwa prywatnego. Małe dziecko nie wniesie sprawy, jego dorosły oprawca tego nie zrobi, z doświadczenia praktyków z organizacji przeciwdziałających przemocy w rodzinie wynika, że osoba trzecia wnosząca skargę ma małe szanse na skuteczną interwencję.
Najprościej byłoby ustawowo zastrzec w kodeksie, że jeśli ofiarą przestępstwa jest człowiek poniżej 15 roku życia, czyn będzie ścigany z urzędu.