Archiwum Polityki

Cukrowa wata z rycerzem w tle

W sezonie letnim Polska przeobraża się w kraj festynów. I nie ma się czego wstydzić – taka forma rozrywki znana jest w całej Europie, a my radzimy sobie z nią wcale nie najgorzej.

Postronnym Konstancin wydaje się luksusową sypialnią Warszawy. Tymczasem miasteczko stara się utrwalać swoją lokalną tożsamość i przedwojenną jeszcze opinię uzdrowiska-letniska. Od czterech lat Konstanciński Dom Kultury w Parku Zdrojowym organizuje majówki. Ostatnia miała charakter festynu anonsowanego jako „kostiumowa impreza w plenerze przybliżająca atmosferę szalonych lat 20. i 30. ubiegłego wieku”. Orkiestry grały przeboje z epoki, kabaret przedstawiał przedwojenne skecze, a ukoronowaniem programu był „dansing w kasynie”.

Niby nic wielkiego, a przecież rzeczona majówka niewiele miała wspólnego z formułą owych słynnych Dni Miast, gdzie regularnie zaprasza się wciąż te same znane z telewizji śpiewające gwiazdy. Właśnie Dni Miast stały się w ciągu ostatnich kilkunastu lat synonimem festynu jako typowego przejawu tryumfującej od początków III RP kultury masowej. Tanie piwo, kiełbaski z grilla plus muzyczny pop – oto kwintesencja tego typu imprez. Zmiany repertuaru niemal zawsze zależały od tego, co aktualnie pokazywała rozrywkowa telewizja. Kiedy Polska ekscytowała się programem „Idol”, trzeba było sprowadzić zwycięzcę lub przynajmniej kogoś z finalistów konkursu; kiedy wszyscy przejmowali się losami mieszkańców domu Wielkiego Brata, imprezę mógł „uświetnić” ktoś z nich. Dla podniesienia prestiżu konferansjerkę powierzało się znanym, z telewizji rzecz jasna, prezenterom. Magistrat sypał pieniędzmi w przekonaniu, że działa na rzecz promocji miasta, choć akcenty lokalne chowały się w cieniu ponadlokalnych celebrytów.

Współczesne festyny z okazji Dni Miast różnią się zasadniczo od podobnych imprez organizowanych w czasach PRL.

Polityka 22.2008 (2656) z dnia 31.05.2008; Kultura; s. 64
Reklama