Maciej Zientarski, znany dziennikarz motoryzacyjny, na targach Motocyklexpo 2008 r.: „Motocyklem jeżdżę na co dzień i będę jeździł, mam nadzieję, dopóki będę mógł wstać rano z łóżka. Zresztą, jak cię kręci motoryzacja, nigdy się nie interesujesz jedną dyscypliną – chcesz pojeździć quadami, samochodami, ścigaczami czy enduro. Dla fanu”. Trzy tygodnie później, pod koniec lutego 2008 r., Ferrari, którym jechał, wypadło z ulicy Puławskiej i uderzyło w wiadukt. Zginął Jarosław Zabiega, 30-letni dziennikarz „Super Expressu”. Maciej do dziś leży w szpitalu. Jego ojciec Włodzimierz Zientarski, znany dziennikarz motoryzacyjny, jest bardziej zapracowany niż zwykle. Prowadzi programy w telewizji, także te, które wcześniej robił z synem. Nie chce rozmawiać o wypadku, tak sobie obiecał.
Na forach internetowych jedni bronią dobrego imienia Macieja, inni wydają wyroki skazujące.
„To co się stało, to tragedia. Gwiazda pewna siebie, najlepsza, najszybsza zabiła kolegę!!! Benzynę ma nie tylko w żyłach, ale i w głowie. Piotr”.
„Ja pragnę, żeby ludzie tacy jak Ty nie wchodzili na ścigacz.pl Skalpel”.
„Jednym słowem masakra i dla ojca Zientarskiego, i dla rodziny redaktora 30-latka. Gdybym dostał na dzień takie Ferrari, to pojechałbym na autobahn, a nie po mieście... Naprawdę brak słów. Po naszych drogach coraz więcej kręci się debilów w szybkich pojazdach (trzeba temu zaradzić). Mam przykre doświadczenia. Gangster”.
„Sam osiągam podobne prędkości swoim samochodem i nie podniecam się tak jak ty, kolego. Chciał jechać 270 km/h i pojechał, i co cię to tak interesuje. To jest jego sprawa, czy zabił kolegę, czy nie.