Minister edukacji Roman Giertych przyjął niekłopotliwą formułę sprawowania urzędu: co kilka dni składa jakąś obietnicę lub otwiera debatę. W obu celach zwołuje konferencje prasowe, a po każdej konferencji do kolekcji jego monumentalnych portretów, otwierających stronę internetową MENiS, przybywa kolejny. Po tym, jak nauczycielom obiecał podwyżki, uczniom – darmowe podręczniki, a rodzicom przedstawił demoniczną koncepcję elektronicznego monitorowania absolutnie wszystkich szkół, proklamował publiczną debatę na temat ewentualnego wprowadzenia do programów szkolnych bliżej niesprecyzowanego wychowania patriotycznego. Media wyciągnęły armaty za i – znacznie więcej – przeciw. Jedni: że szkoła ma taki obowiązek. Drudzy: że to groteska – na trzeciej lekcji uczymy się miłości do ojczyzny! Jedni: to nie może być tak, by młodzież nie znała hymnu narodowego. Drudzy: pod płaszczykiem nowego przedmiotu Giertych chce wszechpolską indoktrynację sączyć!
W całej tej wrzawie za pewnik przyjęto, że polska młodzież jest niedostatecznie patriotyczna. Nawet przeciwnicy ewentualnego „wupu” zdają się tak sądzić (powiadają: wzmocnijmy patriotycznie polski i historię!). A to jest oczywista nieprawda – polska młodzież jest patriotyczna i społecznie zaangażowana w stopniu bardzo przyzwoitym, nie licząc oczywiście zaangażowanych narodowo w stopniu niebezpiecznym skinów, licznych kibiców sportowych, aktywistów Młodzieży Wszechpolskiej, neofaszystów itp. Dowody na zdrowy patriotyzm? A zbieranie pieniędzy w Owsiakowej orkiestrze? A masowe marsze, gdy umarł Jan Paweł II? A zupełnie niespodziewany i niesterowany kult dla Powstania Warszawskiego? A ileż jest czułości w uwielbieniu dla polskiej komedii? Młodzi są absolutnie przygotowani do celebrowania tego, co im się w tradycji ojczyzny podoba, oraz pokazywania, jak im na ojczyźnie zależy.