Na Kongresie Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński odpierał zarzuty, że jego partia jest antyinteligencka (O ciężkim losie intelektualistów w IV RP także na s. 105). To nieprawda! – wołał. Przedstawił też swoją ofertę dla inteligencji: współuczestnictwo w budowie nowego państwa i nowego ładu społecznego, opartego na wartościach patriotycznych i republikańskich. Część komentatorów wpadła w zachwyt: Kaczyński przeprosił się z inteligencją, z elitami. Prezes PiS na wszelki wypadek z grona tych, do których skierował ofertę współpracy, wyłączył grupę kilkuset osób, z którymi mu nie po drodze, bo grupa ta wprawdzie obdarzona jest tytułami, ale żyje w zamkniętym świecie, we własnym gronie i sama siebie przekonuje o dzikości całej reszty. Na marginesie można zapytać – jeżeli tak niewielu przeszkadza w budowie nowego państwa, to co za problem sporządzić listę i ogłosić po nazwiskach? Nie byłby to pierwszy przypadek napiętnowania wrogów wymarzonego nowego ładu.
Nie minęło kilka dni od owych przeprosin, a już za pośrednictwem rządu PiS popadło w konflikt ze wszystkimi środowiskami twórczymi z powodu projektów podatkowych, uderzających w tych, z którymi i tak ma problem. Sytuację wprawdzie próbuje ratować prezydent (a może tylko tarapaty rządu wykorzystuje dla przysporzenia sobie popularności), ale zachwyt nad zwrotem w stronę inteligencji zmalał. Bo też powiedzmy od razu, żadnego zwrotu nie było.
Od czasu słynnego wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego, w którym potępiono łże-elity, liderzy PiS zrobili wiele, by zrażać do siebie i obrażać kolejne kręgi inteligencji: prawników – broniących przestępców; lekarzy – skorumpowanych przez firmy farmaceutyczne; media – w większości zniewolone i kłamliwe; nauczycieli – wykształconych w PRL i mentalnie związanych z komuną; duchownych – kryjących esbecką agenturę.