Świat polskich detektywów to krąg tych samych spraw, tych samych klientów, podobnych zleceń. I w zasadzie identycznych metod. Detektywi depczą sobie po piętach, wciąż natykają się na siebie. Najważniejsze jest skuteczne dojście do informacji. Najlepsze bazy danych posiada policja. To ona ma rozszyfrowane NIP i PESEL, dane adresowe, potrafi dopasować numery rejestracyjne samochodów do ich właścicieli, wie, kto i o co jest podejrzany. Detektywi dla tej bezcennej wiedzy korumpują policjantów. Rynek przekupionych funkcjonariuszy jest opanowany przez rynek korumpujących detektywów. Rywalizują między sobą o informatorów w mundurach. Bez nich nie zdziałaliby prawie nic.
Środowisko nie jest liczne, ok. 200 firm, kilkuset ludzi, ale za to skłócone, bo trwa ostra walka konkurencyjna. Rynek jest płytki, żeby przetrwać, należy konkurenta osłabić. Na przykład donieść gdzie trzeba, że kolega zajmuje się szwindlami.
Marcin P., prywatny detektyw z Warszawy, kilka tygodni temu trafił do aresztu. Ktoś doniósł, policja zrobiła przeszukanie i znalazła u niego tajne dokumenty z policyjnych źródeł. Znalazła też posiadany nielegalnie granat. P. pociągnął za sobą kilku policjantów podejrzewanych, że za forsę sprzedawali mu informacje. P. dwa lata temu w rozmowie z niżej podpisanym mówił o Krzysztofie Rutkowskim (nr 1 w świecie detektywów): – Powinien siedzieć, bo łamie prawo.
Siedzi Marcin P., Rutkowski wciąż chodzi w glorii sławy. – Szkoda tego Marcina – mówi z prawie szczerym współczuciem. Ale, chociaż nie daje tego poznać, też musi odczuwać niepokój, bo nad jego głową gromadzą się czarne chmury. Prokurator krajowy Janusz Kaczmarek zapowiada śledztwo, które ma zbadać okoliczności śmierci byłego szefa Prokuratury Rejonowej w Wodzisławiu.