Największy sukces książka Ligockiej odniosła w Niemczech, gdzie od listopada ub.r. znajdowała się wiele tygodni w czołówce bestsellerów. Do tej pory sprzedano tam prawie 100 tys. egzemplarzy. Na targach we Frankfurcie „Dziewczynka w czerwonym płaszczyku” była najżywiej dyskutowanym polskim tytułem. Książka została już przetłumaczona na 17 języków od Finlandii do Australii. Niedługo w Hollywood zostanie nakręcony film na jej podstawie. Prawa zakupiło Studio Ruddy Morgan Organization, które wyprodukowało m.in. „Ojca chrzestnego”. Właśnie trwa casting. W Polsce „Dziewczynka w czerwonym płaszczyku” również jest jedną z najlepiej sprzedających się książek sezonu. Kupiło już ją ponad 18 tys. osób.
Dlaczego „Dziewczynka w czerwonym płaszczyku” wzbudza tak wielkie zainteresowanie?
Chciałam napisać taką książkę, jaką sama pragnęłabym przeczytać. Nie wszystkie wspomnienia są interesujące. Ja pisałam swoje, mając na uwadze powiedzmy 30-letniego czytelnika, który nic nie wie o tym, co wydarzyło się w Polsce pół wieku temu, i który nawet nie jest wojną specjalnie zainteresowany. Mówiąc banalnie, zależało mi, by odczuł, że historia bohaterki mogła przydarzyć się np. jego babce.
O czym jest według pani ta książka?
Sformułowała to pewna 16-letnia czytelniczka. „To nie jest książka o Holocauście, to jest książka o życiu”. Urodziłam się w getcie, przeżyłam grozę okupacji i to rzutowało potem na moje późniejsze losy. Chciałam pokazać, co dzieje się z człowiekiem o takim dziecięcym doświadczeniu. Jak trudno uwolnić się od tragicznych wspomnień. I co one robią z psychiką.
Co spowodowało, że dopiero niedawno, po tylu latach postanowiła się pani otworzyć?
Wiedziałam, że kiedyś muszę o tym opowiedzieć.