Degrengolada PZU, jaka jawi się z publikacji (POLITYKA 29), jest bardzo znamiennym przykładem upadku wielu dziedzin naszego życia społecznego i gospodarczego.
Prewencja ubezpieczeniowa ma zawsze doniosłe znaczenie – zapobieganie stratom, jakie ponoszą ludzie w wyniku wypadków i różnych nieprzewidzianych zdarzeń. Nawet za czasów siermiężnego PRL działalność ta była prowadzona na przyzwoitym europejskim poziomie i rozwijana aż do lat 80. Realizowano w PZU około 50 zadań prewencyjnych, przeznaczając na to od 2–5 proc. narzutu do składki netto. Były to kwoty bardzo poważne w skali państwa. Ich wydatkowanie obwarowane było skrupulatnymi przepisami. Był obowiązek wyliczenia spodziewanych, a potem osiągniętych efektów ekonomicznych. I efekty te uzyskiwano w postaci np. znaczącej poprawy stanu zabudowy wsi, ochrony weterynaryjnej i zdrowotności zwierząt inwentarskich, ochrony przeciwpożarowej i ograniczenia liczby wypadków. Zrealizowano wiele inwestycji ważących w skali państwa, finansowano badania naukowe, prowadzono szeroki program edukacyjny.
Cóż z tego zostało? PZU SA zleca zaplanowanie i realizację kampanii prewencyjnej agencji marketingowej (!), która nie może o tym mieć zielonego pojęcia. Wydaje z funduszu prewencyjnego miliony na cele, które z prewencją nie mają nic wspólnego, a więc nadużywa zaufania swoich klientów świadczących na ten fundusz w opłacanej składce. To jest nie tylko poczucie bezkarności, lecz również dowód całkowitego braku wyobraźni.
Bogdan Stelmach, Warszawa
•
Na początku lipca ubiegłego roku rozpoczęła się kampania prewencyjna pod hasłem „Jedź bezpiecznie – lato czeka”, finansowana przez PZU Życie SA.