Archiwum Polityki

Notuj, notuj

„U nas się prawdy nigdy nie pisze, bo albo znajomi, albo Naród” – za takie zdanie chce się pokochać autora. A co dopiero powiedzieć o definicji: „Moniuszko – muzyczna Orzeszkowa”, czy opisie sławnej cerkwi Wasyla Błażennego: „Szopka z wnętrzem, w którym łatwiej jest mordować niż się modlić”. Skorych do zgorszeń celebrantów dotknie też pewnie do żywego uwaga dotycząca Marii Dąbrowskiej: „Stara, w gruncie rzeczy, stara kura”. Ale co tam Dąbrowska! Gombrowicz doczekał się również podsumowania: „Czemu swą wielkość buduje na kruchym twierdzeniu: »jestem wielkim pisarzem«. Ambicja, depcząca po piętach próżności – motor silny, ale tylko wtedy, gdy działa z zupełnego ukrycia, gdy pozwala wydobywać inne pokłady”. Kto poczyna sobie tak śmiało z pomnikami w Alei Zasłużonych? Byłby to jakiś młody wkurzony parias na Parnasie? Zaskoczę państwa – na podobne herezje pozwalał sobie Zygmunt Mycielski, panicz z Wiśniowej, syn Marii z Szembeków i hrabiego Jana, spowinowacony z rodami będącymi chlubą herbarzy. Wspominałem już przy innej okazji o Dzienniku 1960–1969 Zygmunta M., właśnie udostępnionym czytelnikom przez Iskry. Wracam do tych zapisków i notatek dlatego, że jest to jedyny w swoim rodzaju obraz minionego czasu; powieść o losach kilku pokoleń Polaków w gomułkowskim PRL-u. O taką powieść upominają się krytycy. A ona jest, powstała spisywana z odcinka na odcinek, z lukami i przerwami wymuszonymi przez okoliczności. To przecież nie przypadek, że autor zrezygnował z pracy nad nią w kwietniu 68 r., by znowu sięgnąć po pióro w listopadzie: spłoszyły go rewizje przeprowadzane w redakcji „Ruchu Muzycznego”. Wolał, by po zapisane kartki nie sięgnęły ręce moczarowskich łapsów.

Polityka 34.2001 (2312) z dnia 25.08.2001; Groński; s. 83
Reklama