Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Obłoki

Siedzę, a właściwie rozciągam się poziomo na leżaku pod moją czereśnią, i kontempluję obłoki. Jest to zajęcie pasjonujące. Przypomnijmy tylko, jak na polu bitwy pod Austerlitz stanął przed księciem Andrzejem Bołkońskim sam cesarz. A on „Wiedział, że to jest Napoleon – jego bohater, lecz w tej chwili Napoleon wydawał mu się tak mizernym człowiekiem w porównaniu z tym, co odbywało się teraz między jego duszą i tym wysokim, nieskończonym niebem z sunącymi po nim obłokami...”. Jak widać książę Bołkoński odbierał chmury metafizycznie. Mnie interesują one bardziej ze względów ludycznych. Mają bowiem to do siebie, że przybierają przeróżne postacie. Równo nad moją głową ogromna Islandia, pod nią malutki Madagaskar, z lewej strony groźny smok. Doprawdy, dzieją się na niebie rzeczy, z których można by ułożyć tysiąc bajek dla dzieci, a może również – tu łączę się z księciem Andrzejem – traktat filozoficzny. Tym niemniej, czemu trudno zaprzeczyć, oglądanie obłoków jest zajęciem próżniaczym. W porywie obywatelskiej odpowiedzialności zbieram się więc z leżaka (choć nagle nadciągnął prześliczny prosiaczek), idę obejrzeć dziennik telewizyjny. I cóż słyszę...

Wicepremier i minister gospodarki Janusz Steinhoff oświadcza, że opracowany został projekt poprawek w budżecie, który – wiernie cytuję – „ma zerowe szanse być zaakceptowanym przez Sejm”. Korekta budżetu to nie jest byle co. Najpierw siedzi nad tym rzesza fachowców, z których każdy zatrudnia morze konsultantów, potem sterty papierów przepływają przez długie palce sekretarek. Teraz materiał wraca do szefa, który powołuje nowe grono sprawdzaczy i ekspertów. Znowu zastęp oderwanych od dzieci i tyrających po nocach sekretarek – bo sprawa jest pilna.

Polityka 34.2001 (2312) z dnia 25.08.2001; Stomma; s. 90
Reklama