Archiwum Polityki

Nie śpieszcie się do Unii

Prof. Patric Artus. Wykładowca uniwersytetu Sorbona i doradca ekonomiczny premiera Francji

Jestem, jak to określają, technokratą. Widzę w polskim establishmencie wielką niecierpliwość, żeby się szybciej znaleźć w Unii. To samo w innych krajach Europy Środkowej. I jako „technik” uważam, że ten pośpiech przyniósłby szkody i wam, i nam. Nie chcę się wdawać w politykę, tylko przestrzegam, że pełne członkostwo pociąga za sobą ciężary, jakim chyba nie bylibyście w stanie podołać. Można sobie wyobrazić, że polski Sejm siedzi trzy dni i trzy noce i taśmowo uchwala wszystkie ustawy, jakimi trzeba dostosować wasze ustawodawstwo do unijnego. Czy to zmieni cokolwiek w prawdziwym życiu?

Portugalia dostała od Unii pomoc w wysokości 5 proc. jej produktu narodowego brutto. To samo w proporcji do Polski wynosiłoby ok. 8 mld dolarów. Za tą niewielką sumę nie udałoby się nadrobić waszych zapóźnień i dostosować do unijnych standardów. Myślę, że w samej dziedzinie ochrony środowiska czekają was większe wydatki. To samo w transporcie. Jeszcze trudniejszym problemem jest rolnictwo.

Nie znaczy to, bym nie popierał samej idei pomocy. Wręcz przeciwnie. Korzystajcie z niej jak najwięcej! Tylko nie bierzcie na siebie wszystkich obowiązków członkowskich, bo im nie podołacie. Lepsza byłaby Unia złożona z trzech kręgów: w środku państwa, które zdecydowały się na wspólną walutę. Dalej te, które wolą mniej integracji, jak np. Anglia. I na zewnątrz takie jak Polska, które jeszcze muszą się wzmocnić. Wiem, że nazywacie to członkostwem drugiej kategorii. Ale pełne członkostwo to ograniczenie suwerenności, ostra konkurencja, prawdopodobnie seria bankructw. Dam przykład, który może być ostrzeżeniem: po upadku ZSRR Finlandia utraciła swój główny rynek zbytu i cała jej gospodarka zachwiała się, ale zdewaluowała swój pieniądz o 40 proc.

Polityka 30.2000 (2255) z dnia 22.07.2000; Komentarze; s. 13
Reklama