Archiwum Polityki

Oaza Tybet

Sala Kongresowa nabita po brzegi młodzieżą. Owacja na stojąco, kilka minut oklasków i pokrzykiwań, jak na rockowym koncercie. Na scenie zamiast zbuntowanych artystów 17-letni mnich buddyjski z Tybetu, jego świta, srebrny posążek Buddy. XVII Karmapa po raz pierwszy odwiedził Polskę, gdzie działa ponad 30 ośrodków wspólnoty Karma Kagyu, której jest światowym zwierzchnikiem.

Z lekkiego surrealizmu sytuacji zdawał sobie sprawę towarzysz Karmapy lama Ole Nydahl, który od ćwierć wieku krzewi w Polsce i krajach Zachodu naukę Buddy. – Natchnieni pięknem tej stalinowskiej architektury oddajmy się krótkiej medytacji – żartował Duńczyk, wywołując salwę śmiechu wśród publiczności. Młodzi ludzie zmieniali nastrój z luzu na skupienie. Z zapartym tchem słuchali Karmapy, choć prawdę powiedziawszy początkujący dominikański kaznodzieja pokonałby go bez większego wysiłku w jakimś turnieju religijnych mistrzów słowa. Widocznie nie taki jest magnes ściągający na spotkanie z buddyzmem tybetańskim setki przybyszów z Polski i krajów sąsiednich.

Łatwiej zrozumieć popularność lamy Olego. Potrafi zażartować, stroi miny, opowiada dykteryjkę o ubekach skwapliwie zapisujących jego buddyjskie wykłady w Gdańsku za pierwszej Solidarności. – Powiedziałem, że Polacy mieli szczęście, żyjąc w komunizmie, bo ten ustrój się zupełnie nie sprawdził i dzięki temu można było porzucić materializm dla wartości duchowych – lama w końcu zdejmuje buty, siada na krześle w pozycji medytacyjnej i prostym językiem (angielskim) zachęca do wyprawy w głąb siebie po duchowe wyzwolenie od złudzeń, lęków i cierpienia. Nie można być dobrym, jeśli się nie jest mądrym: jeśli nie pozna się natury ludzkiego umysłu – pułapek, w jakie wpada, zdolności, jakie może rozwinąć.

– Budda nie jest bogiem ani osobą – przypominał lama – tylko pierwszym człowiekiem, który doznał oświecenia i przekazał innym metody skutecznej pracy z umysłem. Nasza miłość bliźniego różni się od miłości papieża. My zachęcalibyśmy ludzi, żeby mieli mniej dzieci, nawet byśmy im za to płacili, żeby mogli pieniądze przeznaczyć na wykształcenie dzieci, które już posiadają.

Polityka 30.2000 (2255) z dnia 22.07.2000; Społeczeństwo; s. 77
Reklama