Archiwum Polityki

Euro czy juro

Europosłanka Lidia Geringer d’Oedenberg rozpętała gorącą dyskusję stwierdzeniem, że Wrocław lepiej promowałby się za granicą pod nazwą Breslau. Męczą nas też inne problemy językowe. Na przykład – jak wymawiać obcojęzyczne nazwy firm. Politycy dość dowolnie traktują pod tym względem firmę ubezpieczeniową Eureko. Jedni, jak na przykład Adam Bielan, wymawiają jej nazwę z angielska [juriko], inni, jak Tadeusz Aziewicz (PO), po polsku [eureko], podobnie jest z firmą J&S, która wprawdzie nie istnieje już pod taką nazwą, ale co jakiś czas powraca w mediach. Językoznawca prof. Jan Miodek uważa, że śmiało możemy spolszczać obcojęzyczne nazwy: – Niepotrzebnie grzeszymy neoficką nadgorliwością. Nasze angielszczyzny są często groteskowe, gdy z dobrze zadomowionej cząstki euro robimy „juro”, z reformacji „reformation” czy z konfidencji „confidention”. W Skandynawii, gdzie poziom znajomości angielskiego jest wyższy niż u nas, instrukcje bezpieczeństwa w hotelach są w językach narodowych, a w Polsce po angielsku. Zdaniem profesora, wszechobecne „si wi” jako skrót od łacińskiego curriculum vitae też powinno wymawiać się po prostu –„ce fał”. W językowe pułapki wpadają także zagraniczni politycy. Kiedy szef Komisji Europejskiej José Manuel Barroso odwiedził po wyborach Polskę, nazwisko obecnego premiera wymawiał z angielska „Task”. Sam Barroso z kolei miewa problemy ze swoim imieniem; niektórzy wymawiają je z hiszpańska przez „h”, tymczasem Barroso jest Portugalczykiem, więc powinno się wymawiać przez „ż”. Kłopoty z wymową miał też ostatnio prezydent Lech Kaczyński, który odznaczając selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Leo Beenhakkera Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski mówił o nim „Benhauer”.

Polityka 9.2008 (2643) z dnia 01.03.2008; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 8
Reklama