Serbowie, i to nie tylko ci ulegający nacjonalistycznej propagandzie, uznają Kosowo za duchową kolebkę swego państwa. Właśnie z Kosowa w XIV w. car Stefan IV Duszan rządził tzw. Wielką Serbią, rozciągającą się od Dunaju po Morze Egejskie i Kanał Koryncki. Miał swą siedzibę blisko dzisiejszego miasta Prizren w południowym Kosowie. Do dziś zachował się tam jego grób i ruiny zamku w pobliżu średniowiecznego klasztoru św. Archanioła spalonego cztery lata temu przez Albańczyków w czasie antyserbskich zamieszek. Także z Kosowa swym królestwem władał Stefan Deczański, pochowany w malowniczym klasztorze Wysoki Deczani tuż przy granicy z Czarnogórą, dziś z obawy przed Albańczykami pilnowanym dzień i noc przez włoski KFOR. Deczani leży na zachodzie Kosowa, w krainie zwanej przez Serbów Metochią, ziemią klasztorów, tam też znajduje się miasto Peć, od wieków siedziba sięgającego XIV w. patriarchatu Cerkwi serbskiej.
Jeszcze w XIX w. Serbowie nazywali Kosowo Starą Serbią.
Także albańskie pretensje do Kosowa nie są niczym nowym. Krótki okres rozkwitu Wielkiej Serbii skończyła bitwa na Kosowym Polu. W czerwcu 1389 r. w pobliżu Prisztiny w walce z Turkami zginął kwiat rycerstwa serbskiego. Bitwa otworzyła imperium osmańskiemu drogę do podboju Bałkanów – 70 lat później Serbia z Kosowem stały się częściami imperium.
Do Metochii z Albanii zaczęli napływać wyznający islam Albańczycy, ale aż do końca XVII w. nie osiągnęli w Kosowie znaczącej pozycji. Proporcje zaczęły się zmieniać po wojnie, którą zapoczątkowała odsiecz wiedeńska. Co prawda w 1683 r. Jan III Sobieski upokorzył Turków, ale jego zwycięstwo wcale nie zakończyło walk. Te Austriacy toczyli ze zmiennym szczęściem aż do końca XVII w. Sześć lat po Wiedniu Austriacy przedarli się do Kosowa, gdzie armia dowodzona przez margrabiego Karola Ludwika Badeńskiego wytraciła impet, uległa tureckiej kontrofensywie i uciekła z powrotem za Dunaj.