Archiwum Polityki

Radcy magistraccy

Wpadł mi w rękę protokół kontroli przeprowadzonej przez pracowników pewnego urzędu miejskiego w podległym sobie teatrze. Wśród rozmaitych uchybień czujni kontrolerzy spostrzegli też marną frekwencję. Ustalili przyczynę: jest nią „planowanie i realizowanie sztuki bez uwzględnienia, czy znajdzie ona odbiorców”, i sformułowali remedium: „zaleca się realizować sztuki teatralne po uprzednim przeprowadzeniu badań i sondaży w celu uzyskania informacji co do gustów, upodobań i preferencji odbiorców”.

Nie chodzi o jeden konkretny przypadek – dlatego nie podaję nazwy teatru – chodzi o zasadę. Niedawna reforma administracyjna oddała opiekę nad polskimi scenami (poza paroma wybranymi) jednostkom samorządowym. Słusznie: teatru uważanego w swym mieście za niepotrzebny żadna światła opieka centrali nie ochroni. Nie wprowadzono przy tym wszakże – jako zasady – jedynego rozsądnego systemu, w myśl którego władze miejskie wiedzą, jakiego teatru chcą, dogadują się z upatrzonym kandydatem – i zawierają z nim kontrakt na określony czas. Przed jego upływem dyrektora można wywalić jedynie wtedy, gdy nie realizuje podpisanych zobowiązań bądź gdy narozrabia finansowo. Teatr ma wtedy dłuższy oddech: może szukać sojuszników, przekonywać do swej wizji artystycznej, poprawiać frekwencję (która zawsze może się wahnąć), nadrabiać nieuniknione pomyłki. Nie grożą mu nieproszeni znawcy zza biurek, którzy lubią bawić się w krytyków i dymisjonować z byle powodu.

Czyż wypracowanie takiego systemu to nie jest najpilniejsze zadanie dla Związku Artystów Scen Polskich – zwłaszcza skoro wszystko, co było do zyskania w kwestii tantiem, zostało osiągnięte?

Polityka 31.2000 (2256) z dnia 29.07.2000; Kultura; s. 43
Reklama