Archiwum Polityki

Matriarchat

Długowieczność nie jest czymś nadzwyczajnym w rodach królewskich. Ale stulecie brytyjskiej Królowej Matki świętują nie tylko miliony obywateli Zjednoczonego Królestwa, lecz także rzesze, które nie znają języka Szekspira i nie są monarchistami.

Można to różnie tłumaczyć. Tęsknotą za czytelnymi hierarchiami społecznymi, ciągłością i stabilnością, drobnomieszczańskim lub nowobogackim snobizmem, podglądactwem zafascynowanym możnymi i potężnymi tego świata. Ale w przypadku Królowej Matki, kończącej 4 sierpnia setny rok życia, wystarczy odpowiedź najprostsza: popularność i sympatia, jaką cieszy się u ludzi.

Zapracowała na nią. Sympatia rosła z latami i kto wie, czy to nie właśnie Królowa Matka najsilniej podtrzymuje wiarę w przyszłość monarchii brytyjskiej. Przed swą tragiczną śmiercią taką wiarę mogła dawać księżna Diana, nawet wtedy, gdy publicznie przyznała się do pozamałżeńskich romansów. Diana, jak Królowa Matka, miała bowiem to, czego brakowało Elżbiecie II i innym członkom rodziny monarszej – łatwość okazywania uczuć i nawiązywania kontaktu.

Dlatego wdowie po Jerzym VI nie szkodzą w odbiorze społecznym słabostki: miłość do dżinu i szampana, namiętność do karcianej kanasty, wydawanie co do pensa przysługującego jej funduszu – bagatela, 650 tys. funtów rocznie! Przeciwnie, ludzie są zachwyceni, gdy Królowa Matka zwraca przy stole uwagę anglikańskiemu arcybiskupowi, że przez pomyłkę sięgnął po jej kieliszek szampana.

Ale są też powody poważniejsze. Tenże arcybiskup Carey przypomniał podczas nabożeństwa dziękczynnego w londyńskiej katedrze św. Pawła, że Królowa Matka podczas bombardowań stolicy Imperium została w mieście, by dzielić wojenny los z jej mieszkańcami. Doradcy rozważali, czy para monarsza – król Jerzy i Elżbieta – nie powinna ewakuować się do Ameryki. Ale Elżbieta chciała móc spojrzeć w oczy zwykłym ludziom, ponoszącym trudy wojny, którzy pracowali dla zwycięstwa i walczyli z Hitlerem. Ludziom takim jak arcybiskup, wówczas mieszkaniec robotniczej dzielnicy Londynu East Endu.

Polityka 31.2000 (2256) z dnia 29.07.2000; Społeczeństwo; s. 72
Reklama