Archiwum Polityki

Bóg jest w kapeluszu

Niemcy mają obecnie najszybciej rozrastającą się społeczność Żydów w Europie. Większość z nich pochodzi z Rosji i Ukrainy. W ich starych paszportach w czwartej linijce widnieje wpis – narodowość: żydowska. I to jest zazwyczaj wszystko, co wiedzą na ten temat.

Pochodzenie żydowskich imigrantów daje im prawo do podjęcia pracy, a jeśli się uda, do otrzymania obywatelstwa niemieckiego. Uprzywilejowanie Żydów w Niemczech polega też na tym, że w przeciwieństwie do innych imigrantów nie czeka ich deportacja. Przez pół roku przysługują im bezpłatne kursy języka niemieckiego i do czasu znalezienia pracy otrzymują zasiłek z opieki społecznej – 1200 marek miesięcznie na rodziców z dzieckiem. Nie płacą czynszu. To nie jest eldorado, ale plasuje ich w dużo lepszej sytuacji niż Kurdów czy Wietnamczyków.

Żydzi w Niemczech mają w swoich dowodach osobistych specjalny pasek. Nicola Galliner z berlińskiej gminy żydowskiej wznosi ręce do nieba. – To oczywiście kojarzy się z pamiętną żółtą gwiazdą, ale w rzeczywistości ma sygnalizować niemieckim urzędnikom, że Żydzi rosyjscy mają być traktowani lepiej, a nie gorzej od innych cudzoziemców.

Reszta jest niewiadomą: święta religijne, bar micwa, zachowanie w synagodze. Rosyjscy i ukraińscy Żydzi ratują niemiecką społeczność żydowską przed wymarciem, ale nie wiedzą, co to znaczy być Żydem.

Szkoła narodu

– Ci ludzie zostają Żydami poprzez swoje dzieci – mówi Gala Galinskaja, Żydówka z Moskwy, która uczy emigrantów niemieckiego. – Dzieci chodzą do żydowskiego przedszkola i szkoły podstawowej. Uczą się hebrajskiego, przestrzegają świąt religijnych i jedzą koszernie. Następnie wracają do domu i wszystko wyjaśniają rodzicom. Podobnie jest zresztą we wszystkich wspólnotach emigracyjnych.

Maria Isakowicz przybyła do Berlina jako czternastolatka. Najpierw poszła do szkoły niemieckiej w dzielnicy Marzahn, a potem przeniosła się do szkoły żydowskiej przy Grosse Hamburger Strasse. – Mój dziadek był komunistą – mówi – i nie chciał mieć nic wspólnego z Żydami.

Polityka 48.2001 (2326) z dnia 01.12.2001; Świat; s. 44
Reklama