Archiwum Polityki

Zagłębie rozrywki

Szelest gazet przypomniał mi, że Bristol skończył sto lat. Bardzo się wzruszyłem – z natury jestem sentymentalny jak hiena w syropie. Z dawnego Bristolu pamiętam barmana. Był to leniwy barman: stał z shakerem i zamiast nim potrząsać, czekał na trzęsienie ziemi. Nie bywałem często w hotelowym barku. Zjawiałem się tylko wtedy, gdy miałem wyznaczone spotkanie z Lopkiem Krukowskim. Szef kabaretu tam właśnie odbierał teksty od autorów. Jeśli miał dobry dzień, w klubie adwokackim szła mu karta – wspominał o honorarium. Zgodnie z zasadą, że jak mówił o pieniądzach, no to mówił.

O tym nie pisano z rocznicowej okazji: Bristol, proszę państwa, to było zagłębie rozrywki. Od zawsze, od samego początku. Tutaj mieszkał premier Ignacy Paderewski, właściciel Bristolu zresztą. Żeby zaoszczędzić na kosztach reprezentacyjnych – w apartamencie zwoływał posiedzenie Rady Ministrów. Obrady przerywało wtargnięcie pani Paderewskiej. Z pytaniem, o ileż ważniejszym od problemów budżetu czy strategii politycznej: – Czy Ignaś życzy sobie jajko na miękko, czy może na twardo. Pani Helena P. to był belfegor hotelowy. Istny babiszon, w odróżnieniu od funkcjonujących dzisiaj w polityce dam. Panoszenie się pani Paderewskiej i jej fraucymeru skomentował Jan Lechoń w głośnym wierszu o złej żonie:

Nie dość było hotelu, służby w pałąk zgiętej,
Wszystkich księży z Warszawy, całej Zyty świętej
Ba, samej Kotarbińskiej Lucyny poddaństwa –
To dla niej fraszka! Ona Naczelnika Państwa
I stany sejmujące i ministrów w kupie
Za nic ma. Kręci Polską, niby łyżką w zupie.

Wiersz powstał jesienią 1919 r. W pięć lat później losy Bristolu znowu związały się z losami szoł biz. Występy kabaretu rosyjskich emigrantów Sinaja Ptica zapowiadały się rewelacyjnie: po Berlinie, Wiedniu i Paryżu – Warszawa miała okazję obcowania z mistrzami gatunku.

Polityka 48.2001 (2326) z dnia 01.12.2001; Groński; s. 94
Reklama