Agencja Rezerw Materiałowych (ARM) – państwowa instytucja odpowiedzialna za gromadzenie i przechowywanie rezerw na wypadek kryzysu (m.in. paliw, żywności, lekarstw) – ponownie wszczęła postępowanie przeciwko spółce J&S Energy, firmie należącej do grupy największych polskich importerów ropy i paliw. Zarzuca jej, że w połowie ubiegłego roku nie dysponowała wymaganymi przez prawo zapasami. Zgodnie z dyrektywami UE każdy kraj musi mieć co najmniej 90-dniowe rezerwy paliw i ropy. Część przechowuje państwo, resztę muszą magazynować firmy działające na rynku paliwowym. Za niewywiązywanie się z tego obowiązku grożą potężne kary – 250 proc. wartości brakujących surowców i paliw. Przewiduje to uchwalona rok temu ustawa „o zapasach ropy naftowej, produktów naftowych i gazu ziemnego...”, sztandarowe dzieło rządu PiS w dziedzinie bezpieczeństwa energetycznego.
Postępowanie w sprawie J&S Energy to już drugie podejście ARM do tej samej sprawy. W październiku ub.r., tuż przed wyborami, prezes agencji Józef Aleszczyk za brak wymaganych rezerw wymierzył spółce rekordową karę ponad 460 mln zł. Kara została jednak uchylona, a postępowanie umorzone przez nowego ministra gospodarki. Waldemar Pawlak stwierdził, że prezes ARM karząc J&S popełnił wiele uchybień formalnych. Sama J&S przekonuje, że została ukarana niesłusznie, bo dysponowała rezerwami, ale od współpracujących z nią państwowych firm (PERN, Orlen) nie mogła uzyskać potwierdzających to dokumentów.
W branży paliwowej konflikt wokół kary dla J&S komentowany jest jako ciąg dalszy wojny b. wiceministra gospodarki Piotra Naimskiego, głównego architekta polityki energetycznej PiS, o kształt polskiego rynku paliwowo-energetycznego. Zakładał on pełną kontrolę państwa nad branżą paliwową, ograniczenie działania mechanizmów rynkowych i wypchnięcie z rynku kilku firm podejrzewanych o niejasne związki z Rosją (choć na razie bez dowodów), w tym polsko-cypryjskiej spółki J&S.