Archiwum Polityki

Model do sklejania

Wybory prezydenckie w Serbii przyniosły sukces zwolennikowi szybkiej integracji z UE, ale krajobraz, jaki pozostał po batalii, jest prawdziwie bałkański. Dwa elektoraty, które podzieliły kraj, pat w sprawie niepodległości Kosowa, kryzys rządowy i perspektywa przyspieszonych wyborów do parlamentu.

Nazajutrz po wyborach na ulicach stolicy Serbii zawisły plakaty, z których uśmiechnięty Boris Tadić dziękował za udział w głosowaniu. To właśnie duże miasta, przede wszystkim Belgrad, dały mu zwycięstwo i prezydenturę na kolejne pięć lat. Tadić ma 50 lat, należy do pokolenia serbskich polityków, których uformowały czasy walki z reżimem Miloszevicia. Pochodzi z Sarajewa. Ludzie stali nawet w kolejkach do lokali wyborczych – przypominało to trochę Warszawę podczas zeszłorocznych wyborów do Sejmu. Zupełnie niedawno trzeba było kilkakrotnie unieważnić wybory z powodu niskiej frekwencji. Potem zmieniono konstytucję, która wymagała 50 proc. obecności.

Tym razem do urn poszło 67 proc. Serbów, chyba wszyscy, którzy byli w stanie poruszać się o własnych siłach. Dwa elektoraty, demokraty Borisa Tadicia i nacjonalisty, szefa Serbskiej Partii Radykalnej Tomislava Nikolicia walczyły zajadle do ostatniej chwili. Co spowodowało taką zmianę? Przede wszystkim niezamknięta wciąż sprawa niepodległości Kosowa, zła sytuacja ekonomiczna, spowolnienie reform, kiepska opieka medyczna, 20-procentowe bezrobocie, zwłaszcza wśród młodych, wykształconych, korupcja, rażąco niskie płace i emerytury, poczucie beznadziejności i braku perspektyw. A w końcu spóźnione i niewyraźne obietnice Brukseli, że może być lepiej, choć nie wiadomo kiedy. Porozumienie stowarzyszeniowe z Belgradem parafowano w ostatniej chwili, dopiero gdy brukselska biurokracja pojęła, że żartów nie ma, wybory mogą wygrać nacjonaliści, a to wyhamowałoby proces integracji z Unią, choć ucieszyłoby Rosję. Rozmowy o wsparciu dla Serbii, współpracy w dziedzinie handlu i edukacji oraz zniesieniu wiz rozpoczęto zaledwie parę dni przed wyborami. O przyznaniu statusu kandydata nie było w ogóle mowy, choć Serbowie oczekiwali takiej wyraźnej perspektywy.

Polityka 7.2008 (2641) z dnia 16.02.2008; Świat; s. 48
Reklama