Wyruszył w drogę 80 lat temu z Kolonii Wileńskiej. Porusza się po kole. Punktem wyjścia i dojścia jest wileńska dolina obrysowana na zawsze konturem jego pamięci i wyobraźni. Ze swojej biografii uczynił temat literacki. Pojawia się na kartach swoich powieści, w filmach, które reżyserował, i jednocześnie pozostaje tajemnicą.
Stanisław Bereś, autor rozmów z Tadeuszem Konwickim „Pół wieku czyśćca”: – Byliśmy niedawno wspólnie we Francji na konferencji poświęconej twórczości mojego rozmówcy. Konferencja się skończyła. Mieliśmy do odjazdu autobusu dwie godziny. Lał deszcz, było zimno. Rozsiedliśmy się z całym towarzystwem w miłej restauracyjce. Ale Tadeusz zaczął się kręcić, namawiać mnie do wyjścia, zrobił się niespokojny, coś go nosiło, mówił, że się spóźnimy. Ja się opierałem i nagle on wstał i krzyknął na całą restaurację: Przez takich jak ty to myśmy powstania przegrywali, gdybyśmy się tak w partyzantce zachowywali, toby nas wszystkich wytłukli!
Wyszedłem z nim i ponad godzinę staliśmy na zimnie. Ale potem pomyślałem, że może on żyje dzięki temu niepokojowi.
Młodość
Zapał do zmiany, ruchliwość intelektualna, niechęć do przebywania w jednym miejscu wzięły się u niego, jak mówi, z dziecięcej klaustrofobii. Osierocony przez ojca w wieku trzech lat całe dnie, aż do powrotu matki z pracy, spędza samotnie zamknięty w mieszkaniu. Potem wychowuje się w domach dalszych i bliższych krewnych. Przerzucany z miejsca na miejsce zawsze czuje się z boku.
Wychowany w międzywojniu na romantycznych ideałach, z chwilą wybuchu II wojny światowej, podobnie jak jego rówieśnicy, rwie się do walki. Jako żołnierz AK (mówi, że był konspiracyjnym szarakiem) walczy w antyniemieckiej, a potem w antyrosyjskiej partyzantce.