Archiwum Polityki

Decentralizacja, socjalizacja, koordynacja, nękanie

Według różnych szacunków do Genui, gdzie doszło do zbrojnej konfrontacji globalistów z antyglobalistami, z Polski pojechało od kilkudziesięciu do kilkuset osób. Ich przeciętny wiek – dwadzieścia kilka lat, choć zdarzali się licealiści i sześćdziesięciolatkowie. Byli to zarówno studenci jak i pracujący. Wyjechali z własnej inicjatywy – nie byli „delegatami” swoich organizacji, finansowali wyjazd z własnych środków, czasami z nieznaczną pomocą (np. Nurtu Lewicy Rewolucyjnej lub anarchistów niemieckich w załatwieniu autokaru z Berlina).

Do Seattle w 1999 r. przyjechali protestować niezadowoleni, po których nikt by się nie spodziewał, że łączy ich wspólna ideologiczna droga. Hasła na antyglobalnych sztandarach znosiły się wzajemnie. Tak już zostało. W szeregach antyglobalnych stoją anarchiści, feministki, działacze kościelni, stowarzyszenia charytatywne, ugrupowania lewackie, pacyfiści i zapatyści.

Ale neoliberalnych królów w szklanych wieżowcach, silnych państwem i portfelem, to rozbicie nie powinno uspokajać. Mocno zdecentralizowany ruch antyglobalistyczny jest bardziej niebezpieczny od jednej skonsolidowanej, łatwej do inwigilowania organizacji. Ma większą siłę rażenia. – Wszystko według zasady, że dwa plus dwa równa się pięć – tłumaczą w Federacji Anarchistycznej.

Blisko i niedrogo

Ruch antyglobalizacyjny w Polsce okrzepł po akcji S26 (taki kryptonim nosiła demonstracja w Pradze). Akcja była pomyślnie zdanym sprawdzianem możliwości organizacyjnych ludzi w Polsce. – Wiedzieliśmy, że Seattle przyniosło namacalne efekty, więc Praga to było wyzwanie. Blisko, niedrogo, znaliśmy wielu zaprzyjaźnionych działaczy z czasów walki z komuną. Nie mogliśmy ich zawieść – opowiadają anarchiści.

Rok temu wzorem zachodnim powstała koordynacyjna strona internetowa, prowadzona głównie przez Lipę, punkowego weterana. Stronę zabezpieczono skutecznie przed natychmiastowym wykasowaniem, czym zajęli się społecznie sympatycy zatrudnieni w firmach informatycznych. – Internet został stworzony, żeby zbliżać ze sobą środowiska, to jasne. Inna sprawa, że pieniądze wyłożyło wojsko. Zorganizowano obozy szkoleniowe, na których antyglobaliści z Berlina uczyli podstaw protestu ulicznego.

W tym roku prasową obsługę protestu objęła amerykańska organizacja Indymedia (Independent Media Center) założona przed Pragą przez weteranów z Seattle i Waszyngtonu.

Polityka 32.2001 (2310) z dnia 11.08.2001; Kraj; s. 28
Reklama