Zgoda władz w Zagrzebiu na wydanie Trybunałowi w Hadze dwóch generałów, przez wielu uważanych za bohaterów wojennych, wywołała w kraju oburzenie, i to nie tylko w kręgach nacjonalistycznych. W dzień po tej decyzji – określanej przez chorwackich publicystów jako judaszowe umycie rąk – czterech ministrów z liberalnej partii HSLS (w tym wpływowy minister obrony Jozo Radosz) postanowiło opuścić gabinet Ivicy Raczana. Zanosiło się nawet na upadek rządu i poważniejszy kryzys; ten jednak został zażegnany, bo większość ugrupowań parlamentarnych poparła stanowisko władz. Dla wielu Chorwatów, w tym głównie uczestników wojny, jest jasne, że generałowie Rahim Ademi i Ante Gotovina stali się ofiarami poprawności politycznej Zachodu i Zagrzebia. – Skoro Belgrad wydał Miloszevicia – powiedział Josip Mrszić, który służył w Gospiciu pod rozkazami Ademiego – to Zagrzeb musi pokazać, że też będzie rozliczał się ze swoją przeszłością. Zresztą Zachód nie dyskutuje z nami: przychodzi polecenie, a my – za kredyty i inwestycje – pokornie je spełniamy. A przecież nie można na jednej szali kłaść Miloszevicia, zbrodniarza, który tę wojnę rozpętał, i obrońców Chorwacji.
Takiego też zdania jest oskarżony przez Hagę o zbrodnie wojenne generał Rahim Ademi, pochodzący z Kosowa Albańczyk, oficer Armii Chorwackiej. Dlatego też, nie czekając na deportację, dobrowolnie udał się do Hagi, podobnie jak rok wcześniej z własnej woli stawiła się tam była prezydent Republiki Serbskiej w Bośni i Hercegowinie pani Biljana Plavszić. Tej ostatniej Trybunał zarzuca inspirowanie krwawych czystek etnicznych na tysiącach bośniackich Muzułmanów i Chorwatów – Ademiemu zaś bezpośredni udział w zbrodniach. Ademi opuszczał Chorwację w glorii: przed odlotem przyjął go prezydent kraju Stipe Mesić, zaś na lotnisku, oprócz setek dziennikarzy, żegnali go wysokiej rangi politycy i towarzysze broni.