Archiwum Polityki

Dziecinne pytania

Kiedy dorosłemu człowiekowi ktoś zarzuci, że ten zadaje dziecinne pytanie, to w spostrzeżeniu tym jest przygana. Człowiek ma obowiązek wyrastać z krótkich majteczek i dźwigać przykre trudy dorosłości. Tylko dzieciom wolno zadawać pytania zasadnicze. Później ten przywilej pozostawiamy filozofom, przy czym trzeba spostrzec, że w naszym stuleciu niewielu filozofów z niego korzysta. Urok sokratejskiej rozmowy i pytania „po co” i „dlaczego” ustąpiły nudnym analizom języka i wielopiętrowym konstrukcjom, zbudowanym na ruchomym piasku niepewnych założeń. Stąd na co dzień filozofią zajmują się tylko małe dzieci i ci nieliczni dorośli, którzy zachowali duszę dziecka. (O nich co tydzień na niedzielnej mszy u warszawskich wizytek mówi ksiądz Twardowski, wygłaszając kazanie o sprawach najważniejszych, sformułowanych najprościej).

Do dziecinnej prostoty i wiary jest wiele odniesień w świętych księgach, ale życie praktyczne poucza, że dziecinność jest przykrym niedostatkiem wynikającym najczęściej z niedojrzałości człowieka. W rezultacie dziecinność to przywiązywanie nadmiernej wagi do nieważnych spraw i niedostrzeganie najważniejszych. W dojrzałym czy raczej już podeszłym wieku pojawia się termin zdziecinnienie, czyli regres od dojrzałości. Zdziecinniali staruszkowie mają dziecinne problemy i należy ich traktować z pobłażaniem.

Mimo wymienionych powyżej zastrzeżeń chciałbym skorzystać z wakacji i zanurzyć się w sferę pytań zupełnie dziecinnych, odczuwając zdziwienie wobec rzeczy, z którymi obcuję od dziesiątków lat. To zdziwienie to echo dzieciństwa, przypomnienie czasów niewinności i absolutnej niewiedzy, kiedy pytaliśmy po raz pierwszy.

Polityka 32.2001 (2310) z dnia 11.08.2001; Stomma; s. 89
Reklama