Daria była śliczna – wysoka, zgrabna, ciemne włosy skręcone w loki. Jej matka też jest piękna – smukła twarz, rysy Madonny. Matka rozstała się z ojcem, kiedy Daria była w gimnazjum, a jej dwie siostry były całkiem małe. Podobno poszło o firmę, w sprawie której nie mógł się dogadać ktoś z jej rodziny i rodziny męża. I pewno nie tylko to. Matka wyjechała do pracy do Włoch, a ojciec do Niemiec.
Od wyjazdu za granicę zaczyna się teraz wiele rodzinnych dramatów. Trzy córki zostały w Wieluniu, mieszkały w wynajętej kawalerce. Co jakiś czas przyjeżdżali babcia i dziadek zobaczyć, czy wszystko u dziewcząt w porządku. Dwie młodsze wyjechały z Wielunia do matki.
Daria uparła się, że za nic nie pojedzie. Miała 16 lat. Była zakochana. Rodzice ustąpili, a Daria zamieszkała sama w kawalerce.
Wiele dziewczyn i chłopaków mieszka na stancjach. Ale na sobotę i niedzielę wyjeżdżają do domu do rodziców. Mają cotygodniowy punkt odniesienia. Psychiczne umocowanie. Daria tego nie miała. Dziadkowie to jednak nie rodzice, już starsi, nie było im łatwo dojeżdżać z odległej wsi.
Pewno przylgnęła do Karola jak do koła ratunkowego. To ona o niego zabiegała, latała za nim – jak mówią jej koleżanki.
W Karolu można się było zakochać. Niezbyt wysoki, ale zgrabny, z chmurną twarzą. W klasie traktujący dziewczęta z wyższością. Kąśliwy. Lubił trochę im podokuczać. W domu rósł w cieniu siostry. Magda świetnie się uczyła. A on tak sobie. Z elitarnego liceum Kopernika, które za tydzień będzie obchodziło setną rocznicę istnienia, musiał odejść. Nie dawał sobie rady. Przeniósł się do liceum katolickiego, które śmietanki uczniowskiej, tak jak Kopernik, nie zbiera.
Ale kiedy uczniowie wyjeżdżali na wyjazdowe rekolekcje, Karol nie modlił się ze wszystkimi.