Archiwum Polityki

Jak to się robi w mediach

Jak przeprowadzić radiową bądź telewizyjną dyskusję polityków, tak aby odbiła się ona szerokim echem? Najpierw wybieramy temat. Nie może on być ważny ani trudny, bo wówczas byłby nudny. Powinien być niszowy, z gatunku nierozwiązywalnych, a więc na przykład palenie w miejscach publicznych, aborcja, kara śmierci itp. Większości widzów to nie obchodzi, ale wielu lubi popatrzeć, jak dyskutanci skaczą sobie do gardeł, obrzucają się błotem i używają demagogicznych chwytów.

Następnie starannie dobieramy rozmówców. Muszą to być postaci tzw. kontrowersyjne, które wryły się w pamięć widzów niezwykłymi czynami lub wypowiedziami. Dyskutanci powinni być z diametralnie różnych opcji politycznych, gdyż gwarantuje to niemożność osiągnięcia jakiegokolwiek consensusu. Sugerowane pary: Jacek Kurski–Stefan Niesiołowski, Robert Strąk–Joanna Senyszyn, Wojciech Wierzejski–Ryszard Kalisz.

Rozmówców wpuszczamy do studia i już pierwszym pytaniem prowokujemy. Uwaga: prowadzący dyskusję powinien prowokować umiejętnie, tak aby nie dostrzegli tego mniej wyrobieni widzowie. Gdyby rozmowa schodziła na bardziej zasadnicze, poważniejsze tory, prowadzący musi ją skierować na właściwe. Na przykład: „Nieomal nazwano tu pana nieukiem, co pan na to?”. Tak umiejętnie zadane pytanie z pewnością przekształci dyskusję w pyskówkę. A jeśli puszczą komuś nerwy, to awanturę mamy gwarantowaną. Gdyby doszło do oblania przeciwnika wodą mineralną (zawsze pamiętamy, żeby postawić pełne szklanki przed dyskutantami), mamy sukces. Gdy do rękoczynów – pełny sukces. Wówczas pokazują nasz program w innych telewizjach, puszczają w rozgłośniach, cytują w gazetach. Rośnie nasza oglądalność, a za nią ceny reklam przed, w trakcie i po naszym programie.

Polityka 37.2006 (2571) z dnia 16.09.2006; Fusy plusy i minusy; s. 108
Reklama