Archiwum Polityki

Ucieczka trenera

Jedną z zalet zagranicznego urlopu jest to, że człowiek pluska się w ciepłym morzu, zajada kalmary, które dadzą się pogryźć, a jego stan psychiczny stabilizuje się na tyle, że nie słyszy niepokojących głosów. W szczególności z żadnego z dostępnych odbiorników radiowych i telewizyjnych nie wydobywa się głos posła Cymańskiego.

Drugą z zalet zagranicznego urlopu jest to, że w jego trakcie można nie obejrzeć kolejnego meczu polskiej reprezentacji piłkarskiej, a nawet można nie znać jego wyniku (chociaż nie można nie mieć jak najgorszych przeczuć na ten temat).

Niestety poważną wadą zagranicznego urlopu jest to, że od pierwszego dnia jego trwania nieuchronnie zbliża się moment powrotu, co sprawia, że człowiekowi trudno zasnąć czy znaleźć sobie coś sensownego do roboty. A kiedy człowiek przestaje w ogóle spać, wino robi się nieznośnie kwaśne, a kalmar gumiasty, to znak, że zagraniczny urlop właśnie się kończy i trzeba wracać.

Fakty są takie, że człowiek powraca z zagranicznego urlopu z duszą na ramieniu, mijając jedną, drugą granicę, a następnie wykonując jeszcze krótki skok przez Słowację. Do granicy IV RP jest wprawdzie nadal spory kawałek, ale już gdzieś koło Presova człowiek nieostrożnie włącza radio i nieoczekiwanie przekracza granicę, od której znowu zaczyna słyszeć głosy. W szczególności głos posła Cymańskiego.

Na dodatek natychmiast dowiaduje się, że Polska przegrała z Finlandią, a zagraniczny trener piłkarskiej reprezentacji na oczach milionów widzów od dwóch miesięcy wykonuje swoją pracę na czarno, zaś jego pracodawca – szef piłkarskiego związku – zupełnie na serio tłumaczy, że człowiek ten jest wolontariuszem, choć na razie o tym nie wie, bo nikt mu nie powiedział.

Polityka 37.2006 (2571) z dnia 16.09.2006; Fusy plusy i minusy; s. 109
Reklama