Po przekazaniu przez Niemcy pierwszego czeku na odszkodowania dla robotników przymusowych Jerzy Buzek proponuje odznaczenie Gerharda Schrödera wysokim odznaczeniem państwowym, ale klimat znów psuje niekorzystny przelicznik walutowy przy wypłatach.
Wiele pięknych słów, gestów, mnóstwo drobnych inicjatyw, gęste powiązania gospodarcze, ale zarazem częste rozmijanie się ze sobą. Nasze strategiczne partnerstwo niekiedy nabiera cech strategicznej nieufności i podejrzliwości. Gdyby było inaczej, to pewnie na Żeraniu mielibyśmy nie plajciarzy z Daewoo, lecz – jak Czesi – Volkswagena. To Siemens modernizowałby PKP, to polsko-niemiecki Bank Handlowy finansowałby polsko-niemieckie konsorcjum budujące sieć autostrad w Polsce – i tę północną do Królewca, przepraszam Kaliningradu, Rygi, Tallina, i tę południową na Lwów i Kijów; i tę środkową na Moskwę. Żadnej takiej strategicznej decyzji nie podjęliśmy. Już nawet nie mówimy: nasza droga do Europy prowadzi przez Niemcy, lecz po cichu postępujemy według zasady Jana Olszewskiego – jeśli strategiczni inwestorzy, to wszyscy, tylko nie Niemcy. Ani obecny rząd, ani poprzedni nie miał odwagi Jeana Monneta i Roberta Schumana, którzy pół wieku temu dobrze zrozumieli, żeby przyciągnąć do siebie Niemcy, trzeba oddać pod wspólny niemiecko-francuski zarząd przemysł ciężki – symbol militarnej i ekonomicznej suwerenności tradycyjnego państwa narodowego. My tu u nas, na wschodzie Europy Środkowej, wprawdzie dużo mówimy o Trójkącie Weimarskim, historycznym przełomie, ale na rzeczywiście odważne decyzje się nie zdobyliśmy. I chyba znakiem czasu jest, że młodociany szef Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie chełpi się w nacjonalistycznej prasie, że nigdy nie mógłby mieć niemieckiej żony.