Archiwum Polityki

Wysokie podbicia

Rozmowa z Marcinem i Dawidem Kupińskimi, uczniami Państwowej Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej w Gdańsku, zdobywcami Grand Prix w konkursie Eurowizji

Wasz profesor Uran Azimow powiedział, że przez 35 lat w swej pracy pedagogicznej nie miał takich talentów jak wy obaj. I co?

Widzi pani przed sobą dwóch szczęśliwych ludzi.

Rodzice rozmiłowani w balecie zaprowadzili was z pewnością któregoś dnia do szkoły baletowej...

Rodzice, jeśli oglądali taniec, to wtedy, gdy jednostka wojskowa, w której służył tata, kupiła darmowe bilety do teatru. Nie, my jesteśmy z łapanki.

Już mi wasz dyrektor o tym mówił. Pani Jadwiga, wysłanniczka szkoły, jeździ po podstawówkach w województwie i wybiera smukłe, gibkie dzieci z nogami o wysokim podbiciu i zaprasza do szkoły na bliższe przyjrzenie się.

Z nami też tak było. Mieliśmy wysokie podbicia.

Skąd ona wiedziała, że macie także talent?

Ma niesamowite oko.

Zabrano was od mamy 9-letnich i przewieziono do internatu. Nie mieliście chęci uciekać do domu?

Nie pojechaliśmy razem, tylko najpierw jeden, potem drugi. Nam się od razu taniec spodobał. Komu się nie spodoba od razu albo szybko, ten ucieka.

A kim bylibyście, gdyby nie przyjazd pani Jadwigi?

Sportowcami.

Co odczuwa człowiek, który ma niesamowity talent? To się w sobie jakoś czuje?

Czuje się ból w mięśniach po lekcji. Robią się zakwasy. Jak nie boli, to znaczy, że nic się na ćwiczeniach nie zrobiło.

Tańczenie boli?

Kości i stawy tancerza w wieku 30 lat są tak zużyte jak u 60-latka. Więc boli.

Wy fruwacie w powietrzu. Jak fruwać z takimi stawami?

Nasza nie mniej od nas zdolna koleżanka Iza, gdy robi szpagat, można jej nogi z podłogi podnieść jeszcze w górę.

Polityka 29.2001 (2307) z dnia 21.07.2001; Kultura; s. 46
Reklama