Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Pamiętnik z Pokucia

[lektura obowiązkowa]

Stanisław Berenda-Czajkowski: Dni grozy i łez. Czytelnik. Warszawa 2001, s. 266

O właściwości Kresów, czyli ziem na wschód od linii Curzona, które były częścią Rzeczypospolitej, w okresie międzywojennym (i oczywiście w I Rzeczypospolitej) napisano setki studiów. Wszystkie potwierdzają, że tygiel narodowościowy (Litwini, Białorusini, Ukraińcy, Żydzi, Polacy, a także Ormianie, Niemcy i inni), jakim Kresy były, sprzyjał narodzinom wybitnych twórców, myślicieli, animatorów kultury. Z Kresów wywodzili się ludzie odznaczający się większą niż gdzie indziej tolerancją – dzięki współistnieniu różnych grup etnicznych, lecz także zaciekłością, zajadłością nacjonalistyczną (rywalizacja tychże grup i pamięć o doznanych, przemiennie, dyskryminacjach). Wiemy doskonale, jak strasznie, wręcz makabrycznie działo się na Ukrainie. Choć na obraz prawdziwy i obiektywny trzeba było czekać, bo przeważały przez długie dziesiątki lat jednostronne i subiektywne relacje i analizy. Młodsze pokolenie (i u nas i na Ukrainie), mniej obarczone traumą i sentymentami, bardziej z dystansu jest w stanie oceniać wzajemne stosunki z przeszłości. W ub. roku nagrodę „Polityki” otrzymał Grzegorz Motyka za uczoną i ważną naukowo pracę („Tak było w Bieszczadach. Walki polsko-ukraińskie 1943–1948”). Ale przeciętny czytelnik woli opowieść osobistą niż dzieło naukowe. Właśnie otrzymał taką opowieść – gęsty pamiętnik z Pokucia, wspomnienia odnoszące się do jednej wsi między Kołomyją a Zaleszczykami. Nazwisko autora – jak informuje we wstępie prof. A. Garlicki – to pseudonim. Autor, który jako chłopiec uczestniczył w – nazwijmy rzecz po imieniu – wzajemnych rzeziach, nie ma odwagi, nawet po półwieczu, ujawnić swego nazwiska. Ale tu pragnę uspokoić czytelników – rzezie i rezuny nie dominują u Berendy.

Polityka 29.2001 (2307) z dnia 21.07.2001; Kultura; s. 50
Reklama