Lakoniczny komunikat wydany przez biuro Helmuta Kohla nie pozostawia złudzeń: „Alergia na światło u Hannelore Kohl była skutkiem kuracji penicylinowej, której poddała się w 1993 r. Cierpiała na nadzwyczaj dotkliwą postać choroby. Przez ostatnie 15 miesięcy musiała bezwzględnie chronić się przed dziennym światłem, przyjmując silne leki przeciwbólowe. Lekarze nie byli w stanie wyleczyć jej z tej rzadkiej dolegliwości”.
Dla dermatologów – specjalistów zajmujących się leczeniem chorób skóry i fotoalergii – faktyczna przyczyna samobójstwa pani Kohl wydaje się bardziej dyskusyjna. Po pierwsze, czy akurat penicylina (antybiotyk wywołujący co prawda liczne uczulenia, ale wcale nie związane z aktywnością promieni słonecznych) mogła doprowadzić do tak ciężkiej postaci choroby? Po drugie, dlaczego przykre objawy alergii na światło – obrzęki, wysypkę, swędzenie – zawężono w komunikacie wyłącznie do bólu? Po trzecie, czy rzeczywiście przez cały rok chora odczuwała niezmiennie silne dolegliwości, skoro kilkumiesięczny okres jesienno-zimowy w naszej szerokości geograficznej przynosi uczulonym na światło znaczną ulgę?
– Być może pani Kohl cierpiała oprócz uczulenia słonecznego na jakieś inne schorzenie, które doprowadziło ją do samobójstwa? – zastanawia się dr Ewa Chlebus, która od ponad dziesięciu lat zajmuje się leczeniem różnych postaci chorób fotoalergicznych. Czyżby była to depresja? Albo jakaś niezwykle rzadka pokrzywka świetlna? A może tzw. porfiria związana z polekowym uszkodzeniem wątroby (np. po penicylinie), której z reguły towarzyszy wzmożona nadwrażliwość na światło słoneczne? Tak czy inaczej, tragiczna śmierć Hannelore Kohl stała się w środku lata tematem wielu spekulacji, choć powinna być też przestrogą: nie wolno lekceważyć słońca i silnych efektów jego działania.