Archiwum Polityki

Arsenał strachu

W końcu 2000 r. w legalnym posiadaniu obywateli pozostawało 653 tys. sztuk broni. Pistolety i kusze, dubeltówki i sztucery, pistolety gazowe i uzbrojenie muzealne – taki jest ten nasz polski arsenał. Wystarczy na całą armię. Czy powiększać jeszcze jego rozmiary?

W marcu minął rok od wejścia w życie nowej ustawy o broni. Jej uchwalenie poprzedziła zażarta i długotrwała dyskusja niewolna od postaw skrajnych. Gdy jedni głosili powszechny dostęp do broni i za wzór brali USA, drudzy trwali przy surowej reglamentacji, przytaczali jaskrawe przypadki nadużyć ze strony jej posiadaczy, a za przykład stawiali Wielką Brytanię, w której zezwolenie na pistolet należy do zupełnej rzadkości. Unia Europejska nie stawia na tym obszarze żadnych warunków, pozostawia jego unormowanie każdemu państwu.

Policja nie zwiększyła ilości wydawanych pozwoleń na broń. Jest jak było: parę tysięcy decyzji pozytywnych na kilkanaście tysięcy podań. Pomińmy pozwolenia na broń myśliwską, strzelecką czy muzealną. Najbardziej interesuje zagrożonych brutalną przestępczością obywateli broń ochrony osobistej. Odpowiedni przepis ustawy, rozciągliwy jak guma, daje tu policji wielką swobodę. Pozwolenie wydaje się, „jeżeli okoliczności, na które powołuje się osoba zabiegająca o pozwolenie uzasadniają jego wydanie”. W ciągu trzech kwartałów ub.r., według nowych już reguł ustawowych, policja załatwiła pozytywnie 22 proc. wniosków o broń krótką i 9 proc. na pistolety gazowe (dla porównania – pozwolenia na broń myśliwską wydaje się w blisko 92 proc.).

Raport policyjny z marca br. w taki sposób komentuje te liczby: „Nie jest zatem prawdą, że policja w zdecydowany sposób ogranicza dostęp do broni”.

Miejscem, w którym ostatecznie kształtuje się praktyka wydawania zezwoleń na broń, jest Naczelny Sąd Administracyjny. W jego sprawozdaniu za 2000 r. przeczytać można: „Z analizy orzecznictwa wynika, że coraz więcej osób mających świadomość osobistego zagrożenia dostrzega zwiększenie poczucia własnego bezpieczeństwa w posiadaniu broni.

Polityka 29.2001 (2307) z dnia 21.07.2001; Społeczeństwo; s. 79
Reklama